Małgorzata Socha dziesięć lat temu na planie serialu Brzydula po raz pierwszy wcieliła się w postać Violetki Kubasińskiej. Od tego momentu jej kariera nabrała zdecydowanego przyspieszenia. Widzowie pokochali Violetkę i jej wypowiedzi o sercu na widelcu, martwieniu się na kredyt i dupie w kwiatach. Niewykluczone, że uczył się od niej sam Ryszard Petru…
W każdym razie od pierwszego sezonu Brzyduli wiele się u Sochy pozmieniało. Obecnie jest jedną z najbardziej rozchwytywanych aktorek, a jej średnia stawka za dzień zdjęciowy wzrosła do 12 tysięcy.
Tymczasem odtwórczyni roli Uli, Julia Kamińska, coraz śmielej próbująca swoich sił jako scenarzystka i producentka oraz jej narzeczony scenarzysta Paweł Jasek zatęsknili za serialem i zaproponowali TVN-owi nakręcenie nowych odcinków.
To jest moje marzenie, bo to rola, od której wszystko się dla mnie zaczęło i wiążę z nią ogromny sentyment - wspominała Kamińska w rozmowie z Party. Byłoby wspaniale, gdyby udało się wrócić na plan i cały czas na to liczę, bo wiem, że są takie plany.
TVN wstępnie dał zielone światło i Kamińska z Jaskiem przysiedli nad scenariuszem. Jak donosi zaniepokojony Super Express, nie uwzględnia on Violetki. Być może Socha okazała się za droga. A może chodzi o zadawnione żale…
Może to zemsta za to, że poszła do konkurencyjnego Polsatu i gra tam w sztandarowym serialu „Przyjaciółki - jątrzy tabloid.
Ten wariant jest trochę grubymi nićmi szyty. Mimo współpracy z Polsatem, Socha ciągle gra w telenoweli TVN-u Na Wspólnej i nikt na nią przez to krzywo nie patrzy.
W sprawie pominięcia jej w Brzyduli Małgorzata ma chyba mieszane uczucia. Nikt do mnie nie zadzwonił - wyznaje smutno. Nie pozostaje mi nic innego niż cieszyć się, że Julia się cieszy, że dostała rolę.
Myślicie, że wskrzeszenie Brzyduli to dobry pomysł?