Zbigniew Zamachowski, trzeci mąż Moniki, dawniej Richardson, nowy rok rozpoczął jako oficjalny bankrut. Jak ujawniła rozżalona Monika, od czasu rozwodu Zbyszka z Aleksandrą Justą, przelali na jej konto ponad milion złotych, a ta ciągle uważa, że za mało i nasłała na byłego męża komornika. Aktor bowiem zobowiązał się w sądzie do płacenia 16 tysięcy złotych miesięcznie na czworo swoich dzieci, a nawet nie zarabia takich pieniędzy.
Sąd naliczył alimenty, biorąc pod uwagę pensję Zbyszka w Bitwie na głosy, dlatego są takie wysokie. Jednak przygoda Zamachowskiego z programem trwała tylko jeden sezon. W rezultacie Monika musiała wynająć swój dom w Wilanowie obcym ludziom i przeprowadzić się ze Zbyszkiem i dziećmi do "klitki" na Żoliborzu, żeby zdobyć pieniądze na alimenty dla dzieci Zamachowskiego.
W końcu aktor ustalił z dziećmi, które przekroczyły już 18. rok życia, że będzie im płacił po 2,5 tysiąca złotych miesięcznie. Dzieci się zgodziły, sąd nie wniósł sprzeciwu, ale Aleksandra Justa jest zdania, że Zbyszek nadal powinien płacić 16 tysięcy złotych, bo za mniejszą kwotę nie da się utrzymać dzieci. Przy okazji wyszło na jaw, że Zbyszek, po tym, jak w procesie rozwodowym zgodził się zostawić byłej żonie i dzieciom dorobek całego życia, nie ma pieniędzy ani na pokrycie bieżących zobowiązań alimentacyjnych ani długów, które skrupulatnie wyliczyła mu była żona. Stał się więc "alimenciarzem" i ma szanse znaleźć się w publicznym rejestrze, przygotowywanym właśnie przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Znajdą się tam wszyscy, wobec których toczy się egzekucja i zalegają ze spłatą dłużej niż sześć miesięcy.
Projekt ustawy zakłada jawność rejestru, co oznacza, że każdy będzie miał prawo zapoznać się z danymi ujawnionymi w rejestrze za pośrednictwem Internetu - zapowiada wiceminister rodziny Bartosz Marczuk.
Z artykułu tygodnika Newsweek, opublikowanego w poniedziałek wynika, że wielu rozwiedzionych mężczyzn znalazło się w podobnej do Zbyszka sytuacji. Powodem jest to, że polskie sądy w bardzo rzadkich przypadkach wyznaczają naprzemienną opiekę nad dzieckiem, która w zachodniej Europie, na przykład we Francji stanowi co najmniej 30 procent wyroków.
Moja pierwsza rozprawa rozwodowa: pełnomocnik żony mówi: "Podejrzewamy, że pozwany ukrywa dochody" - wspomina jeden z rozwiedzionych ojców. Wtedy sędzia zwraca się do mnie: "Proszę pana! No, jak tak można?" Dlaczego nie ma ochoty niczego zweryfikować? Córka chorowała na nerki, syn niby na autyzm. Problem w tym, że córka zawsze chorowała na nerki, ale leczenie nigdy nie było aż tak kosztowne. Natomiast syn nigdy nie był autystą. Jednak sąd uwierzył żonie bez żadnej weryfikacji i doliczył koszty medyczne do alimentów. Dwa tygodnie po rozprawie żona przeprowadziła się z dziećmi do innego miasta, do innego mężczyzny. Moja firma właśnie bankrutowała, powiedziałem: "Wysoki sądzie, ja nie mam już właściwie nic. A sędzia: "Pan jest taki bystry i elokwentny. Musi się pan bardziej postarać".
Inny rozwodnik wspomina: Żona wyliczyła "uzasadnione potrzeby dzieci". Lekcje gry na gitarze, aparat ortodontyczny, basen, przybory toaletowe, po 300 złotych na każdą z córek. Wyszło tych potrzeb 20 tysięcy. Problem w tym, że córki nie nosiły aparatu, nie grały na gitarze, nie chodziły na basen. Siadł mi kręgosłup, byłem na zwolnieniu. W sądzie słyszę: "Proszę pana, rozumiem, że pana boli, ale trzeba pracować".
Była żona dzwoniła, żeby pytać o pieniądze. Nagrywałem to - wspomina kolejny rozwiedziony mężczyzna. Zaczynało się od tradycyjnego "słuchaj, zasrańcu". Straciłem robotę, na głowie miałem kredyt na dom, w którym mieszkała żona z dziećmi, kredyt na mieszkanie, które kupiłem, żeby mieć blisko do syna i córki. Alimenty wzrosły do 6 tysięcy. Tłumaczyłem sądowi: "od 16 miesięcy jestem bezrobotny", pokazywałem setki CV, które składam. "Ależ znajdzie pan coś, z pana kompetencjami, na pewno!". Żona nasłała na mnie komornika. Zlicytowali mi mieszkanie. Został mi pies i pokój u mamy. Przyszli dwaj komornicy: "Żona pisze, że ma pan pięknego rasowego psa i żeby go koniecznie zająć". Pies przeżył rozwód równie ciężko jak ja. Wychudł, wyliniał. Popatrzyli i nie wzięli.
Prawnik Rafał Wąworek, który często reprezentuje ojców przed sądem, wyjaśnia, na czym to wszystko polega.
75-80 procent pozwów rozwodowych składają kobiety - tłumaczy w tygodniku. Dziecko jest prawie zawsze powierzane matce. Alimenty w 97 procentach mają płacić ojcowie. Sądy rzadko orzekają opiekę naprzemienną, bo wtedy nie ma alimentów. W całym wymiarze sprawiedliwości mamy manię antyojcowską. "Matka i dziecko to jedno. Ojcowie są zbędni". Często spotykam się z tym, że mamy zapisują dzieci na balet, korepetycje, jazdę konną. Jak już dostają decyzję o alimentach, to szybko wypisują dzieci. Sąd często poniewiera facetami. To rodzi bunt. Chcą walczyć. Nie toczą już walki o dzieci, walczą z własnym upokorzeniem. Nikt nie jest maszyną. Facet też może nie dać rady, załamać się. To przecież tylko człowiek.
Monika Zamachowska po lekturze artykułu miała tylko jedną refleksję, którą podzieliła się na Instagramie:
Lektura obowiązkowa. Wstrząsające. Prawdziwe - napisała.
Myślicie, że utożsamia się z artykułem?