Dorota Wellman nigdy nie ukrywała swoich feministycznych poglądów ani niechęci do polityków, uważających Polki za ćwierćinteligentki, nie potrafiące podejmować odpowiedzialnych decyzji. Obrywa jej się za to regularnie od mężczyzn, sympatyzujących z prawicą i popierających plany zaostrzenia już i tak restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Prawicowi dziennikarze nie znoszą Wellman za to, ż otwarcie wypowiada się o konieczności obrony praw kobiet w Polsce, które, jej zdaniem, są zagrożone jak nigdy wcześniej.
Rafał Ziemkiewicz, nie mogąc najwyraźniej znaleźć odpowiednich argumentów merytorycznych, z upodobaniem wytyka Dorocie nadwagę, z którą zreszta prezenterka wcale się nie kryje. Chętnie dołączają do niego koledzy o podobnie dyskusyjnej urodzie. Zobacz: Prokop broni Wellman po słowach Ziemkiewicza i Piekary: "Dorośli mężczyźni zachowują się jak SFRUSTROWANI GIMNAZJALIŚCI!"
Wellman zwykle nie zwraca uwagi na zaczepki na takim poziomie, jednak kiedy Jacek Piekara poradził jej na Twitterze, by nie wypowiadała się na temat aborcji, bo jest za stara i za brzydka na to, by zachęcić kogoś do seksu, pozwała go do sądu. Wygrała, zaś rozżalony Piekara poskarżył się w Internecie, że musi jej zapłacić…prawie pół miliona złotych. A konkretnie 470 tysięcy.
Na odpowiedź pełnomocniczki Wellman nie trzeba było długo czekać. Wyjaśniła, że Piekara tak się zapędził w kreowaniu siebie na ofiarę "systemu", że poniosła go wyobraźnia. I to solidnie.
Pani Dorota Wellman nie zażądała absolutnie żadnych pieniędzy dla siebie. Zażądała 25 tys. zł na cel społeczny i przeprosin w dwóch nośnych tytułach prasowych - ujawnia mecenas Anna Kruszewska w rozmowie z Gazetą Wyborczą. Tweet Jacka Piekary był szeroko komentowany i wykroczył poza ramy samego Twittera. Jego treść była przytaczana przez media, w związku z tym zasięg przeprosin powinien być adekwatny. Tę argumentację podzielił sąd. Na pewno celem pani Doroty Wellman nie jest finansowe niszczenie Jacka Piekary. Celem było uzyskanie przeprosin i przywrócenie ładu w dyskusji mającej miejsce w przestrzeni publicznej. Żądaliśmy przede wszystkim przeprosin na Twitterze i usunięcia tweetu. Ani jedno, ani drugie do dnia dzisiejszego nie zostało wykonane. A to nie kosztuje przecież nic.
Ujawniła także, że Jacek Piekara twierdząc, że nic nie wiedział o procesie też się minął z prawdą. Nie tylko wiedział, lecz nawet prowadził z sądem korespondencję w tej sprawie.
Od samego początku pisma procesowe były doręczane na adres zameldowania Jacka Piekary - wyjaśnia mec. Kruszewska. Nie podejmował tej korespondencji. Dopiero po wszczęciu procedury egzekucyjnej napisał pismo, z którego wynikało, że mieszka pod innym adresem. Nie przedstawił jednak na to żadnego dowodu i przez to nie pozostawił sądowi wyboru. Sąd nie mógł przywrócić terminu na sprzeciw od wyroku zaocznego, bazując tylko na jego słownych stwierdzeniach.
_
_
_
_