Od pewnego czasu wszystkie koncerty Amy Winehouse wyglądają tak samo. Gwiazda pije na umór przed występem i wychodzi na scenę nieprzytomna. Ledwo jest wstanie śpiewać w trakcie show i wygwizdana przez fanów kończy występ przed czasem. Następnie wraca do hotelu, gdzie doprowadza się do stanu ostatecznego upodlenia. Dokładnie taki scenariusz miał miejsce w trakcie festiwalu Bestival. Amy spóźniła się na koncert ponad 40 minut, a zaledwie po 30 minutach zupełnie straciła głos. Rzuciła mikrofonem i bez słowa zeszła ze sceny.
Po koncercie Amy widocznie uznała, że jest co świętować. Imprezowała całą noc, miała w końcu do dyspozycji 48 butelek whisky, które zażyczyła sobie od organizatora. I nie tylko. Do piątej rano trwała impreza w jej pokoju hotelowym, który został doszczętnie zdemolowany. Naćpane towarzystwo sikało na dywany i agresywnie zachowywało się wobec obsługi hotelu. Na koniec imprezy wykrzykująca imię Blake’a Amy podpaliła cześć mebli. Wyrządzone przez nią i jej przyjaciół-meneli szkody oszacowano na 10 tysięcy dolarów.
Następnego dnia Winehouse wypiła na śniadanie… litr wódki, który "zagryzła" działką kokainy. Dla właścicieli hotelu w tym momencie skończyły się żarty. Ponieważ Amy była w katastrofalnym stanie - leżała we własnych wymiotach i nie potrafiła nawet samodzielnie ustać - owinięto ją w brudny dywan i wyrzucono z hotelu.