Polscy celebryci darzą Hollywood wielką i nieodwzajemnioną miłością. W najbardziej żałosny sposób dają temu wyraz w noc rozdania Oscarów, gdy ubrani w wieczorowe stroje spotykają się na bankiecie w Warszawie po to, żeby wspólnie oglądać transmisję z Los Angeles. Dzięki temu przez kilka godzin mogą się poczuć tak, jakby trochę należeli do wielkiego świata.
Polscy aktorzy regularnie biorą udział w zaocznych castingach do amerykańskich filmów, marząc, że w końcu zostaną odkryci przez kogoś wpływowego. Niestety nawet jeśli początkowo wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku, nadzieje kończą się najdalej na etapie montażu. Mało któremu polskiemu aktorowi udaje się go przetrwać.
Borys Szyc także od dawna marzy po cichu o hollywoodzkiej sławie. Podszlifował nawet angielski, by uchodzić za bardzo wszechstronnego i nie ograniczać się jedynie do ról imigrantów ze wschodu.
Wysiłek się opłacił. Jak donosi menedżerka aktora, został zaproszony na zdjęcia próbne.
Borys wyleciał do San Francisco. Również w celach zawodowych - ujawnia w rozmowie z Faktem Marta Barańska. Nie mogę za wiele zdradzić i powiedzieć, o jaki projekt dokładnie chodzi, ale mamy nadzieję, że ten wyjazd okaże się bardzo owocny.
Okazuje się, że cierpliwość popłaca. Szyc powysyłał do Stanów Zjednoczonych tyle filmików ze swoim udziałem, że w końcu wpadł komuś w oko. Borys wziął udział w wielu zaocznych castingach, które polegały na tym, by nagrać wymagana scenę i wysłać ją zagranicznym producentom - potwierdza informator tabloidu. Kilku osobom naprawdę się spodobał, więc został zaproszony na zdjęcia próbne.
Trzymamy kciuki. Może tym razem coś z tego wyniknie...