Zajście miało miejsce przed jedną z warszawskich restauracji gdzie Szyc imprezował ze znajomymi po wieczornym przedstawieniu w Teatrze Współczesnym. Wokół kręciło się siedmiu fotografów. Dwóch z nich postanowiło zrobić aktorowi zdjęcia z bliska, na co on pokazał im środkowy palec.
Nagle pod restaurację podjechało czarne audi - relacjonuje Fakt. Wyszło z niego dwóch ochroniarzy aktora. Wtedy Borys poczuł się pewniej. Zaczął zaczepiać fotoreporterów - opowiada świadek zdarzenia, jeden z zaatakowanych. Zachęcony zachowaniem swojego szefa, goryl podbiegł do jednego z nich, uderzył mocno w twarz i zabrał kartę z aparatu. Chłopak próbował się ratować, ale nie miał szans z ochroniarzem i Szycem.
Dalej rozróba się rozkręciła jeszcze bardziej:
Pobiegłem do samochodu, gdzie czekały na mnie dwie koleżanki - opowiada drugi fotoreporter. Kiedy wsiadłem do samochodu, dogonił mnie ochroniarz i psiknął gazem do wnętrza samochodu. Próbowałem go jakoś odepchnąć, ale dostałem gazem prosto w oczy. Zdążyłem jeszcze zauważyć, jak Szyc ucieka z całą ekipą z restauracji.
Policja wezwana na miejsce zdarzenia, nie zastała już sprawców. Ale funkcjonariusze dostali nakaz rewizji w mieszkaniu aktora, odbędzie się także przesłuchanie. Przypomnijmy, Szyc ma już na koncie jeden wyrok skazujący - za prowadzenie po pijaku.