Wczoraj wieczorem Amy Winheouse miała dać koncert w znanym londyńskim klubie, który należy do jej bliskiego znajomego. Piosenkarka spóźniła się na otwarcie imprezy ponad dwie godziny. Kiedy wreszcie stanęła w drzwiach, goście zaniemówili.
_**Wyglądała jak żywy trup!**_ – wspomina jeden ze świadków. Nawet nie powitała zebranej widowni. Ochroniarz wprowadził ją na małe podium. Nie była w stanie utrzymać się na nogach. Wymamrotała do mikrofonu dwie piosenki i skończyła występ. Podeszła do baru i bez żenady przygotowała sobie kreskę kokainy, którą od razu wciągnęła.
Nie przejmując się zebranymi fanami i robiącymi zdjęcia dziennikarzami, chora na rozedmę płuc Amy piła i paliła przez cały wieczór. Co chwila dostawała ataku kaszlu i pluła krwią. Dwaj ochroniarze nieustannie stali przy niej i wielokrotnie ratowali ją przed upadkiem.
Naćpana Winehouse zachowywała się jak zombie – opowiada o spotkaniu z piosenkarką jej wierna fanka. Co chwilę dostawała jakiegoś ataku i zaczynała okładać ochroniarzy pięściami. Spokojnie to znosili i po chwili znowu popadała w apatię.
Brzmi jak jakieś krańcowe stadium uzależnienia. I to już rzeczywiście koniec. Zebrani w klubie miłośnicy muzyki Winehouse zgodnie stwierdzili, że gwiazda zupełnie straciła swój cudowny głos. Alkohol i narkotyki zniszczyły jej talent.
