Prawo i Sprawiedliwość, podczas kampanii wyborczej gorąco krytykujące upadek moralny urzędników PO, zajadających się ośmiorniczkami u Sowy i rozkradających majątek narodowy na każdym kroku, obiecywało tanie państwo i ograniczenie przywilejów dla władzy. Na razie rezultatem jest przyznanie ministrom gigantycznych premii. Jak donosi Super Express, w grudniu zeszłego roku ich wartość wahała się między 65 a 82 tysiącami złotych.
PRZYPOMNIJMY: Ministrowie przyznali sobie 200 MILIONÓW premii. "Najbardziej hojny był Mateusz Morawiecki"
Co ciekawe, premia została wypłacona tuż po rekonstrukcji rządu, więc otrzymali ją także ministrowie, którzy zaledwie kilka dni wcześniej objęli nowe stanowiska.
Wśród tych szczęśliwców znalazł się minister środowiska Henryk Kowalczyk. Resort po Janie Szyszce objął w grudniu zeszłego roku i od razu na powitanie otrzymał roczną premię wynoszącą 65,1 tysiąca złotych.
W rozmowie z Radiem Zet Kowalczyk zapewnił, że ciężko na nią zapracował.
To był dodatek comiesięczny - przekonywał w radiu. Jeśli pracownik zakładu za godziny nadliczbowe dostaje dodatkowe wynagrodzenie, to ja pracując średnio 14 godzin dziennie, zapracowałem na to. Ministrowie zarabiają za mało. Szczególnie podksekretarze stanu. Nie ma zachowanych proporcji w wynagrodzeniach pracowników ministerstw. Dyrektorzy, jednostki podległe zarabiają więcej, a odpowiedzialność ministrów i wiceministrów jest bardzo duża.
W tej sytuacji doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego ciągle jest tyle chętnych na ministerialne stanowiska. Gwoli ścisłości przypomnijmy, że pensja ministra wynosi 14 - 15 tysięcy złotych miesięcznie, nie licząc oczywiście dodatkowych przywilejów jak rządowa limuzyna z kierowcą czy darmowe wyjazdy za granicę.
Zdaniem posła Prawa i Sprawiedliwości, Dominika Tarczyńskiego, bohatersko żyjącego na koszt swojej partnerki, Agi’72, obecna sytuacja, gdy politycy jawnie wyciągają pieniądze z kieszeni podatników, jest korzystna dla wszystkich, bo przynajmniej nie muszą kraść.
Mówiliśmy o tańszym państwie w perspektywie ośmiorniczek - wyjaśnia rozbrajająco Tarczyński w rozmowie z Super Expressem. Tańsze państwo ma być w tym sensie, że politycy nie okradają podatników, płacąc za swoje luksusy pieniędzmi Polaków. To nie jest kwestia nagrody. To pojęcie jest błędne. Należy mówić, że to część wynagrodzenia za dobrą pracę. To są *prywatne pieniądze ministrów i mogą je wydać jak chcą. *