Beata Tadla w styczniu 2017 roku została zwolniona z telewizji publicznej, jako jedna z pierwszych ofiar "dobrej zmiany”. Wprawdzie dziennikarka zapewniała, że z takim scenariuszem liczyła się już od wieczoru wyborczego, jednak zwolnienie nastąpiło w najbardziej niekorzystnym dla niej momencie. Właśnie zaciągnęli z Jarosławem Kretem wspólny kredyt na segment pod Warszawą. Podobno pożyczyli od banku aż 860 tysięcy złotych.
Przez kolejne parę miesięcy Tadlę obowiązywał zakaz konkurencji, wiec nie mogła rozpocząć negocjacji z żadną stacją, ale pocieszała się tym, że przynajmniej Jarek nadal pracuje. Wydawało się, że prognoza pogody nie jest na tyle kontrowersyjną politycznie dziedziną, by coś zagrażało jej prezenterom. Kretowi jednak zaszkodziło narzeczeństwo z Beatą. Pogodynek żalił się tabloidom, że nowi szefowie zachowują się jak bolszewicy, strzelający bez ostrzeżenia.
PRZYPOMNIJMY: Kret o zwolnieniu z TVP: "Chyba nikt nie jest gotowy na to, że nagle WEJDĄ I GO ZASTRZELĄ"...
Pół roku po zwolnieniu Beata zamknęła negocjacje z debiutującą na rynku stacją NOWA TV. Załatwiła też pracę Kretowi. Na początku tego roku dogadała się z Polsatem w sprawie swojego udziału w wiosennej edycji Tańca z gwiazdami i w tym przypadku także wkręciła do programu narzeczonego. Dzięki temu za każdy odcinek na ich konto wpłynie podwójna gaża.
Jak zapowiada Beata, wszystko i tak pochłonie kredyt.
Mam tak dużo bieżących wydatków, że prawdopodobnie nagrodę z Tańca z gwiazdami przeznaczyłabym na spłatę długów - wyznała w najnowszym wywiadzie dla Vivy. Ostatnio tylko pracuję i wszystko, co zarabiam, oddaję na zobowiązania finansowe. Tego się chyba najbardziej boję, że nie starczy na kredyty.
Na szczęście Jarek zabezpieczył sobie ewentualną drogę odwrotu. Jak wyznał w Vivie, zatrzymał swoje kawalerskie mieszkanie na warszawskiej Starówce. Jeśli więc na horyzoncie pojawią się ciemne chmury, w najgorszym wypadku w towarzystwie komornika, Kret będzie miał dokąd czmychnąć. Zresztą i bez tego często tak robi, za każdym razem gdy "potrzebuje przestrzeni".
Pragnie czasu - tłumaczy partnera dziennikarka. Zostawiam go z tym i czekam aż i ja zacznę dostawać to, co jest mi potrzebne.
A czasy nadeszły ciężkie...
Żeby żyć na godnym poziomie Beata i Jarek muszą pracować bardzo dużo - potwierdza znajoma dziennikarki w tygodniku Gwiazdy. Biorą dodatkowe zlecenia. Beata ma w telewizji napięty grafik i rzadko chodzi na urlopy.