Ania Mucha coraz mocniej eksploatuje swój wizerunek błazna (jest od tego jakaś forma żeńska?). To co uprawia ostatnio publicznie to medialny śmiech przez łzy. Dosłownie i w przenośni.
Na jej przykładzie przekonujemy się, że nieszczery dystans do siebie (nie płynący z serca) spełnia odwrotną rolę od zamierzonej - odrzuca zamiast zjednywać ludzi.
W ostatnim wpisie na blogu Mucha stara się ironizować na temat swoich retuszowanych zdjęć:
Dziękuję Wam za bardzo pozytywny odzew na wywiad w Gali - pisze Ania. Cóż, już nie diamenty, ale photoshop najlepszym przyjacielem kobiety ;) A kto przegapił – to jest jeszcze Glamour, gdzie pisałam o... modzie! A kto i to przegapi - bez obaw, zamieszczę te materiały wraz ze zdjęciami na stronie.
Bez obaw. Czekamy.