20 lutego, w wieku zaledwie 61 lat zmarła Agnieszka Kotulanka. Aktorka od kilkunastu lat zmagała się z chorobą alkoholową i depresją. One właśnie były powodem, dla którego producenci serialu Klan pięć lat temu zdecydowali się wysłać Kotulankę na przymusowy urlop w nadziei, że "uporządkuje swoje sprawy". Niestety, brak codziennych obowiązków nie tylko jej nie pomógł, ale, niestety, zaszkodził. W końcu ekipa serialu podjęła decyzję o ostatecznym zakończeniu wątku Krystyny Lubicz.
Tymczasem rodzina aktorki podjęła walkę o jej powrót do zdrowia. Chociaż pierwsze odwyki nie zakończyły się trwałym sukcesem, zarówno córka Kotulanki jak i ona sama wierzyły, że wreszcie się uda. I wiele wskazuje na to, że miały rację.
Jak ujawniły osoby z otoczenia aktorki, kolejna terapia przyniosła bardzo dobre efekty i Kotulanka zrozumiała, że wyjście z nałogu jest możliwe. Z czasem poczuła się na tyle dobrze, że zaczęła nawet planować powrót do pracy.
Chciała żyć dla dzieci, mamy i siostry, bo w końcu do niej dotarło, że nie jest sama i ma wielu bliskich obok siebie - ujawnia z Fakcie znajomy rodziny, Gdy było z nią źle, nie widziała, jak dużo osób się o nią troszczy. Przed śmiercią naprawdę czuła się kochana i dzięki temu patrzyła optymistycznie w przyszłość. Planowała wrócić do pracy jesienią. Była w dobrej formie i chciała za kilka miesięcy ogłosić swój powrót. Myślę, że dostałaby odpowiednią dla siebie rolę.
Niestety, wtedy dały o sobie znać kłopoty zdrowotne. W dniu śmierci aktorka cierpiała na silny ból głowy, jednak uznała go za objaw migreny. Jak ujawnili bliscy aktorki, była meteopatką i gwałtownie reagowała na zmiany pogodowe. Kiedy wezwano pogotowie, było już za późno. Więcej: Kotulanka zmarła na wylew
Tyle miała planów, tyle wizji na przyszłość... - wspominał ksiądz podczas mowy pogrzebowej.