Konkurs Eurowizji jest chyba najdziwniejszym ze wszystkich: co roku, gdy Telewizja Polska ogłasza listę artystów ubiegających się o reprezentowanie naszego kraju, wybucha małe oburzenie, ale z drugiej strony nikt nie wyobraża sobie, by Polska w ogóle nie wystąpiła w kiczowatej i nieco przebrzmiałej rywalizacji.
W sobotni wieczór odbyły się preeliminacje do 63. Konkursu Eurowizji, który odbędzie się 12 maja w Lizbonie. Widowisko prowadził Artur Orzech, co może wydawać się nieco dziwne, biorąc pod uwagę atmosferę wokół Trójki i "nieodpowiednich" dziennikarzy.
Niestety, jak można się było tego spodziewać, największymi gwiazdami preeliminacji byli jurorzy: przygaszona Maryla Rodowicz, odgrzebany Jan Borysewicz, Kasia Moś (reprezentantka Polski z ubiegłego roku), Stefano Terrazzino, który nie dostał się do jury Tańca z Gwiazdami, więc spróbował w TVP oraz "producent muzyczny" Tabb.
Jackowi Kurskiemu udało się ściągnąć na polskie eliminacje "światową" gwiazdę w osobie Mansa Zemerlowa i bez wątpienia był to najlepszy występ wieczoru. Potem było tak źle, jak chyba jeszcze nigdy w historii polskich startów: wszyscy artyści byli do bólu jednakowi, wykonywali te same, niekontrolowane ruchy na scenie i tak samo kaleczyli angielski. Najgorzej po angielsku śpiewał chyba Paweł Stasiak, tworzący kiedyś obiecujący zespół Papa Dance, który teraz odnalazł się na Eurowizji w składzie o skandynawsko brzmiącej nazwie Pablosson.
Większość wokalistek postanowiła na jednakowe "przeboje" polegające na popisywaniu się skalą głosu i wywrzaskiwaniu nieskładnych, "odkrywczych" zdań. Młoda publiczność entuzjastycznie przywitała Martę Gałuszewską oraz Saszan, chociaż redakcja Pudelka ani o jednej ani o drugiej nie jest w stanie napisać nic więcej poza tym, że wystąpiły.
Wyrazy uznania należą się Mai Hyży i zespołowi Future Folk, którzy zaśpiewali utwory w języku polskim, ale niestety nikt tego nie docenił.
Oczekiwanie na wyniki głosowania umilił występ zespołu Blue Cafe. Niestety, w tym roku zasady głosowania były chyba jeszcze bardziej skomplikowane niż dotychczas i nam udało się zrozumieć jedynie tyle, że z jednego numeru telefonu można wysłać tylko jeden głos na konkretnego wykonawcę.
Ostatecznie, po głosach jurorów, na pierwszym miejscu znalazł się skład Happy Prince. To była jednak tylko połowa sukcesu, bo o wyniku zadecydowali widzowie.
Tym zaś bardziej spodobał się kto inny. Dzięki głosom widów na Eurowizję pojadą... Gromee i Lukas Meijer z piosenką Light Me Up. *Trzeba przyznać, że na tle pozostałych wykonawców to nie jest najgorsza opcja. Skoro wysłaliśmy już *Ivana Komarenkę i Michała Wiśniewskiego, chyba gorzej być nie może.
Cieszycie się?