Agnieszka Więdłocha znana jest głównie z ról w mdłych i przewidywalnych do bólu "komediach" romantycznych oraz z burzliwego związku ze słynącym z niechęci do gejów, Antonim Pawlickim. Aktualnie aktorka promuje nowy film pod wymownym tytułem Kobieta sukcesu. Z tej okazji udzieliła wywiadu Gazecie.pl, w którym próbuje przypodobać się czytelniczkom.
My, Polki, jesteśmy silne, świetnie wykształcone, ambitne - zachwyca się.
Aktorka ogłosiła też, że popiera czarne marsze i inne "kobiece zrywy". Przy okazji postanowiła też ponarzekać na zarobki.
Nie oszukujmy się - my, aktorki w Polsce, też zarabiamy mniej niż mężczyźni - żali się 32-latka. Ale to, że o tym mówimy, świadczy tylko o naszej rosnącej świadomości. Każdy kobiecy zryw jest fantastyczny. I jest potrzebny, bo pokazuje, że potrafimy wyrazić swoje zdanie.
Więdłocha przekonuje, że nie jest wcale tak mdła, jak się wydaje i potrafi czasem wyrazić swoje zdanie.
Ja też się tego nie boję, choć kiedy to robię, pojawia się zdziwienie: "Taka filigranowa, taka Agusia, a się zdenerwowała", albo słyszę: "Dziewczyno, uspokój się". A ja nie zamierzam milczeć, gdy coś jest dla mnie przekroczeniem granic - zapewnia.
W wywiadzie, który miał chyba na celu pokazać Więdłochę jako silną "kobietę sukcesu", Agnieszka pochwaliła się też, że pomaga potrzebującym.
Ostatnio byłam w telewizji śniadaniowej, coś tam pitolę, ale udało mi się przemycić, że pomagam w Ośrodku dla Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi. Wychodzę z programu, wsiadam do taksówki, a kierowca do mnie mówi: "Widziałem, jak pani opowiadała w telewizji o pomaganiu. Mam dobre relacje z szefem, moglibyśmy też pomóc, coś zawieźć do tego ośrodka". Wzruszyłam się - powiedziała.
Udało jej się wzbudzić Waszą sympatię?