Robert i Anna Lewandowscy często udzielają się charytatywnie, ale w przeciwieństwie do niektórych, nie afiszują się z tym gdzie popadnie. Jakiś czas temu ich dobroć została niestety wykorzystana przez oszusta, który wymyślił zbiórkę dla nieistniejącego chłopca. Dwuletni Antoś Rudzki miał być chory na rzadkiego siatkówczaka a w wyniku choroby miała mu grozić ślepota, a nawet śmierć. Jedyną nadzieją miała być eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych, której koszt miał wynieść aż 1,5 miliona złotych. Sęk w tym, że chłopiec nie istniał, a organizator zbiórki Michał S. naciągnął darczyńców na kilkaset tysięcy złotych. Sami Lewandowscy przelali mu aż 100 tysięcy. Wyłudzone pieniądze Michał S. przeznaczał m.in. na... prostytutki. Sprawą zajęła się prokuratura, a oszustowi grozi do dziesięciu lat więzienia.
W najnowszym wywiadzie dla Super Expressu Lewandowska po raz pierwszy odniosła się do tej sytuacji. Trenerka twierdzi, że dzięki niej stała się bardziej ostrożna, ale nie zamierza rezygnować z pomagania.
Pieniądze nam zwrócono i potem trafiły one na inny cel charytatywny. A ta cała sytuacja zmusi nas teraz do większej uwagi. Próśb o pomoc dostajemy tysiące miesięcznie. Ale też wiemy, że nie da rady wszystkim pomóc. Jednak jeśli tylko możemy, to się angażujemy. Chodzi czasami o odwiedzenie dzieci w szpitalu, pobycie z nimi. Energia jest ogromna i ona zawsze wraca - mówi Anna.
Lewandowska zapewnia, że pomaganie sprawia jej dużo radości.
Pomaganie jest super! Działamy na wielu obszarach działań prospołecznych i charytatywnych, ale to też nie chodzi o to, żeby mówić wszędzie i każdemu: "Ja pomagam!". Uważam, że trzeba pomagać. To nasz obowiązek, bo kto wie, może my kiedyś będziemy potrzebowali pomocy? - zastanawia się Anna. (...) Pomagając, widzisz, że komuś spełniasz marzenia, wspierasz w powrocie do zdrowia, powodujesz uśmiech na twarzy.
Żona Roberta jest też zdania, że nie powinno się lansować na dobrych uczynkach.
Z jednej strony można patrzeć na to pozytywnie, że pomaganie jest super i trzeba o tym mówić, aby zainspirować innych. Jednak trzeba zdecydowanie więcej działać niż o tym tylko opowiadać. My pomagamy z czystego serca - przekonuje 29-latka. Jeśli kogoś tym zainspirujemy, to super. Zawsze powtarzam, że lepiej mniej mówić, a więcej działać i pomagać.
Ciekawe, co by na to powiedział Filip Chajzer.