Jesienią zeszłego roku Marina Łuczenko, po półtora roku od prezentacji pierwszego, po długiej przerwie, singla, wreszcie nagrała całą płytę. W wywiadach piosenkarka tłumaczy, że przerwa była wymuszona koniecznością operacyjnego usunięcia polipów ze strun głosowych i długiej rehabilitacji. W rozmowie z Vivą Marina skarżyła się, że była to droga przez mękę i co chwila popadała w rozpacz, że straciła głos na zawsze: Marina skromnie o sobie w "Vivie": "Dostałam DAR, CZYLI TALENT. Nikt mi nic nie załatwił, na wszystko ZAPRACOWAŁAM SAMA!"
Niestety wszystko skończyło się dobrze i w listopadzie zeszłego roku album trafił wreszcie do sklepów. Podobno Marina wydała go dla świętego spokoju, żeby zrobić przyjemność mężowi, który coraz bardziej tęsknił za niezależną, pełną pasji dziewczyną, w której zakochał się przed laty.
Tymczasem Marina, odkąd poślubiła piłkarza zarabiającego dwa miliony euro za sezon, chyba już nie chce nią być. Okazało się, że do szczęścia wystarczają jej egzotyczne wycieczki i zakupy w luksusowych butikach.
Wygląda na to, że płyta On My Way miała być ostatnim zrywem przed ostatecznym rozstaniem z poprzednim życiem... Wkrótce potem Marina zaszła w ciążę.
Jak donosi magazyn Party, poród zbliża się wielkimi krokami.
Marina jest w szóstym miesiącu ciąży - ujawnia znajoma piosenkarki. Dokłada wszelkich starań, by wiedziało o tym jak najmniej osób.
Czyli musiała zajść w ciążę tuż przez wydaniem albumu. W takim razie trudno się dziwić, że zrezygnowała z promowania go koncertami...
Jednocześnie jeśli wierzyć Party, termin porodu może się zbiec w czasie z tegorocznym Mundialem, który odbędzie się w Rosji. Na szczęście Marina postanowiła rodzić w pobliżu, w prywatnej warszawskiej klinice, w której za pakiet podstawowy trzeba zapłacić 15 tysięcy złotych. Z naszych informacji wynika jednak, że pierwsza pociecha Wojtusia i Mary ma przyjść na świat jeszcze w maju. To by z kolei oznaczało, że Szczęsny może być niewyspany na meczach...
Tak czy siak, życzymy przyszłej mamie (bez ironii!) wszystkiego dobrego.