Agnieszka Fitkau- Perepeczko, wdowa po Janosiku, miłośniczka bardzo głębokich dekoltów oraz kochanków, którzy mogliby być jej wnukami, 11 lat temu pożegnała się z serialem M jak miłość. W telenoweli grała wyzwoloną Simonę. Agnieszka nie miała kłopotu z wiarygodnością, bo jej bohaterka została stworzona na jej podobieństwo, więc po prostu grała siebie.
Niestety, nie dogadywała się z resztą ekipy. Zdaniem Agnieszki, wszyscy się na nią uwzięli, zwłaszcza Witold Pyrkosz, wcielający się w seniora rodu Mostowiaków, który okazywał jej niechęć za to, że "zachowuje się jak dzierlatka".
PRZYPOMNIJMY: Perepeczko o Pyrkoszu: "MENDĄ BYŁ I MENDĄ UMRZE!"
To jeszcze było pół biedy, gorzej, że Agnieszka poczuła się wielką gwiazdą i zaczęła stroić fochy. Wtedy nerwy puściły również scenarzystce serialu Ilonie Łepkowskiej, która szybko pokazała Fitkau-Perepeczko, kto tu rządzi. Błyskawicznie zakończyła wątek Simony i Agnieszka została na lodzie. Z podkulonym ogonem wróciła do Australii, jednak co jakiś czas zagląda do Polski, z nadzieją, że ktoś jeszcze o niej pamięta.
Serialowi M jak miłość zawdzięczam wiele - wspomina 76-letnia obecnie aktorka w rozmowie z Super Expressem. Niesamowitą reakcję publiczności, popularność, uśmiech ludzi. Nie mam powodu, żeby go dobrze nie wspominać. Nasza współpraca miała wdzięk i pokazała siłę popularności aktora poprzez dobrze napisaną rolę. Gdyby wątek Simony był pociągnięty, myślę, że zagrałabym z przyjemnością. Ale nie sądzę, żeby to nastąpiło, chociaż życie sprawiało i ciągle sprawia niesamowite niespodzianki. Kto wie...
Tęsknicie za nią?