Ceny torebek od projektantów bywają horrendalnie wysokie, ale w przypadku mody z wyższej półki płaci się nie tylko za metkę, ale też za wykonanie, pomysł i projekt. Jako że nad kolekcjami słynnych domów mody pracują najzdolniejsi ludzie w branży, luksusowe dodatki przez wielu są doceniane jako użytkowe dzieła sztuki lub wręcz traktowane jako inwestycje. Niestety, nasza ulubienica, Beata Tadla, ma na ten temat chyba inne zdanie.
Gdy w środę zobaczyliśmy zdjęcia Tadli z torebką, która bardzo przypomina popularny model Valentino, przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Choć nie podejrzewamy dziennikarki o bycie pasjonatką mody, nie mieliśmy też powodu, by zakładać, że kupuje repliki. Ludzie po rozstaniu często szukają nowych zainteresowań. Kto zabroni Tadli lokować uczucia w torebkach za kilkanaście tysięcy?
Nie musieliśmy czekać, by nasze wątpliwości rozwiała sama zainteresowana. 42-latka temat rozwinęła w środę wieczorem na Instagramie, wrzucając stronę sklepu internetowego, która udowadnia, że jej torebka kosztuje 169,15 zł. Niestety, potwierdza też, że jest mocno "inspirowana" lubianym przez Monikę Olejnik modelem Valentino, którego ceny wahają się od 6 do nawet 13 tysięcy złotych: pododobny jest kształt, etniczny "gitarowy pasek", charakterystyczne zapięcie, detale w postaci kolorowych, kwadratowych i okrągłych ćwieków...
Zobaczcie, jak torebka Tadli wypada w porównaniu do projektów Valentino. "Rozsądny" zakup czy obciach?