W połowie pierwszego sezonu rekordowo, ponoć, kosztownego programu TVN-u Iron Majdan, którego każdy odcinek pochłonął podobno milion złotych, można już mniej więcej mówić o schemacie. Wygląda on tak, że Majdany, rzucone w obcą rzeczywistość odległego kraju, mają do wykonania "czelendż", do którego Radosław podchodzi w miarę spokojnie, zaś Małgorzata, używając częstotliwości zrozumiałej tylko dla delfinów, odgraża się, że palcem nie ruszy w tych warunkach i domaga się od producentów, zwykle za pomocą wyłączonego smartfona, by jak najszybciej zabrali ją z planu. Potem jakoś się z Radkiem dogadują i ku wielkiemu zaskoczeniu widzów, we wcale nie wyreżyserowanych scenach, naturalnie realizują zlecone zadania.
Tym razem zostali rzuceni do odległego Azerbejdżanu, gdzie musieli zmierzyć się z codziennością ochotniczej straży pożarnej. Po wylądowaniu w Baku, Majdany nadal nie wiedziały, co ich czeka.
Tu nas przeczołgają - zauważył Radosław.
Nie mamy pojęcia, co tu się będzie działo - stwierdziła Małgonia. Myślę o firmach paliwowych. Albo będziemy w Greenpeace i będziemy ratowali ryby.
Pączuszku, tutaj kobiety są traktowane trochę inaczej niż u nas - podpowiedział jej Radosław na widok samochodu, który wynajęli dla nich producenci. Siadaj z tyłu.
Na północ od Baku znajdowało się miejsce ich zadania. Okazał się nim poligon dla specjalistów od gaszenia ekstremalnych pożarów na platformach wiertniczych.
Oni bedą jakiegoś człowieka przy nas podpalać - gubiła się w przypuszczeniach Małgosia. Boże, żeby mi tylko włosów nie spalili...
Część teoretyczna obejmowała zajęcia z obsługi gaśnic, podczas których instruktor opowiadał o tym, jak łatwo w pożarze stracić twarz.
Masz maskę na sobie i kask, błądzisz po rożnych zaułkach i nawet nie wiesz, że są schody w dół - wyjaśniła Małgorzata. Możesz spaść...
Następnego dnia Majdany zrozumiały, że ich zadaniem będzie wyszukiwanie ofiar pożarów w kontenerze wielkości warszawskiej kawalerki, w którym panuje temperatura ponad 50 stopni Celsjusza.
Nie, ja nie wejdę tam - uprzedziła Małgosia. Nie będę w tym chodziła. Jest tam gorąco? Nie, nie, nie, poczekaj... Odejdź, odejdź, nie ruszaj się. Niech on mnie zostawi, chcę wyjść na zewnątrz! Nie umiem teraz maski ściągnąć. Ja już tam nie idę! Ten facet jest nienormalny... A, że umarłam... Można było zrobić czelendż z szyciem sukienki u Prady. Też by była presja czasu i nerwy. Ale w najgorszym razie bym nie uszyła sukienki, a nie zadusiła się własnymi wymiotami.
Na szczęście opuszczony przez żonę Radosław podjął się dokończenia zadania.
Zostawiłaś go tam samego - wytknął Małgorzacie instruktor. Nie zostawia się partnera, jestem rozczarowany. To nie jest zespół.
Kolejne zadanie obejmowało ratownictwo wodne.
Ja jestem spod znaku Bliźniąt, czyli powietrze - wyjaśniła do kamery. Nie lubię wody, a na pewno nie lubię ognia.
Będziemy sobie siedzieli, woda naleje się do środka, a my, w ogóle nie panikując, będziemy się starali wypłynąć - zauważył filozoficznie Radek.
Cierpiąca na klaustrofobię Małgorzata musiała potwierdzić swoją solidarność z mężem w zatopionej kapsule.
Ja tego nie zrobię już nigdy w życiu - zapowiedziała po wypłynięciu. Zapomniałam odpiąć pas. Wybiłam okno i próbowałam wypłynąć, a miałam pas zapięty. Ta maska na twarzy to jest coś totalnie nieprzyjemnego. Nigdy nie wejdę do wody po ciemku, *zawsze mnie śmieszyły romantyczne filmy, że oni w wodzie, przy świetle księżyca… Ja bym nie weszła. *
Następnego dnia instruktor postanowił przepytać Małgorzatę z jej przywiązania do męża.
To najlepsza relacja, jaką można sobie wyobrazić - zapewniła. Ufam mu w stu procentach.
Na otwartym morzu została poproszona o opuszczenie łodzi.
Nie sądziłam, że ktoś mnie wyrzuci z szalupy ratunkowej na morze - poskarżyła się.
W tej sytuacji, bez wpadania w panikę, musiała, dryfując na pełnym morzu, zaczekać na akcję ratunkową Radka.
Zacząłem się o nią martwić w momencie, gdy zobaczyłem jej rzeczy złożone w przebieralni - wyjaśnił były mąż Dody.
Na szczęście Małgosia okazała się jedynym rozbitkiem dryfującym tego dnia po Morzu Kaspijskim, co odrobinę ułatwiło akcję.
Bałem się, że jej nie zauważę - zwierzył się Radek. Jest jednak adrenalina... No ale zobaczyłem, że jest. Że pływa... Zastosowałem chwyt za tylną część skafandra. Moja biedulka. Uratowana, udało się znowu! Ja jestem przy tobie kochanie, więc nic ci się nie stanie!
Nawet gdyby nie miał tej łódki, to by przypłynął - wyznała wzruszona Małgosia. To nie jest tak,ze ja ci nie ufam. Jeśli nie przezwyciężę swojego lęku to nie bierz tego do siebie…
Finałowym zadaniem okazała się tym razem akcja odnalezienia i ratowania Radka przez Małgosię na platformie wiertniczej.
Oczywiście, że jej ufam, ale też wiem, czego się boi - wyznał Radek. Było ciepło. Wierzyłem, że ona zrealizuje to zadanie i mnie znajdzie.
To wyglądało strasznie, ściana ognia - wspominała Małgorzata. Mój mąż mnie zna i wie, że ja nie wejdę do środka.
To jest twój mąż, twoja rodzina - uświadomił jej instruktor. Musisz go znaleźć! Idź!
Tymczasem zapas tlenu w masce Radosława systematycznie się wyczerpywał. Jeśli Małgorzata nie wypełni zadania, służby ratunkowe będą musiały ratować nieprzytomnego Radka... Oczywiście, ponieważ każdy odcinek jest starannie wyreżyserowany, "czelendż" zakończył się pełnym sukcesem.
Ty tu jesteś? - zdziwiła się Małgorzata. Chodź stąd. Uważaj, to są schody?
Mówłam, że ona przezwycięża swoje lęki - przypomniał Radosław. No widzisz, kochanie, jak ja mogę ci zaufać?
Skoczyłam za tobą w ogień - wypomniała delikatnie Małgosia.
A tak w ogóle to zrozumieliście, dlaczego kobiety w Azerbejdżanie, które muszą ratować swoich mężów z pożaru, nie mogą siadać z przodu samochodu? U nas pozostał lekki dysonans poznawczy...
Jeżeli chcecie wiedzieć, jak jeszcze będzie panikować Małgosia, możecie obejrzeć Iron Majdan za darmo w WP Pilot.