Tak w każdym razie zapowiada na łamach Super Expressu: _**Już osiągnąłem splendor i sławę**_ - mówi skromnie. Po prostu nie zamierzam kurczowo trzymać się sceny tylko po to, żeby łoić kapuchę. Tylko raz na jakiś czas zdecyduję się na zagranie jakiegoś prywatnego koncertu.
W zasadzie nie mamy nic przeciwko. Ciekawi nas tylko, co tak nagle zniechęciło Łaszczoka do sceny. Czyżby poczuł się wyczerpany odżywianiem się "energią słoneczną"?
Najważniejsza dla mnie jest pamięć sympatyków - deklaruje. Wiem, że za 10 lat znajdą się tacy ludzie, którzy będą potrafili przynajmniej zanucić mój utwór. I o to mi chodziło. Zawsze marzyłem o sławie, żeby moje piosenki były śpiewane przy ognisku, puszczane w dyskotekach. Już osiągnąłem to stadium. Teraz przyszedł czas na odpoczynek. Chcę promować nowych twórców. To jest moje wielkie marzenie.
"Nowych twórców". Czyli siebie też uważa za twórcę. "W ogóle, centralnie, kamieniem go bez kitu!"- jak sam śpiewał.