Fabryka Gwiazd to bez wątpienia program jednej gwiazdy. I nie jest nią Kayah. Lokomotywą napędzającą oglądalność stał się były aktor gejowskich "erotyków", jak sam to określił, Marcin Szymański.
Swoim publicznym wyznaniem (nie do końca szczerym ale jednak) zaskarbił sobie sympatię widzów. We wczorajszym programie podczas oceny jurorów, Kayah po raz kolejny wyraziła swój podziw dla Marcina, który stał wzruszony na scenie:
W twoim przypadku doskonale sprawdza się powiedzenie Agaty Christie, że dawne grzechy rzucają długie cienie - mówiła. Tutaj najważniejsze jest to, jak występowałeś, a wystąpiłeś świetnie.
Oczywiście, chłopak pewnie zasługuje na szansę. Śpiewa poprawnie, ludzie go polubili - niech robi karierę. Ale zastanówmy się, do jakiego punktu doszły telewizje. Czy to przypadek? Na jednym kanale kobieta promująca się na chodzący ideał, matkę miłosierdzia, bez żadnych emocji, obojętnym głosem mówi, że robienie striptizu w burdelu (w burdelu, nie żadnym "klubie nocnym") to po prostu "praca jak każda inna" . To dla niej coś oczywistego. Oglądają to dziewczynki, jej fanki. Być może uwierzą jej na słowo i spróbują.
Na innym kanale gość, który robił laskę za pieniądze (i pobierał prowizję od robienia laski za pieniądze) roni łzy na antenie. Ludzie go ściskają, prawie przepraszają. Kayah się wzrusza, mówi, że to nieważne, że to nic. STARY, "NIC SIĘ NIE STAŁO"! Po tygodniu wzruszenie nie mija.
Oglądają to młodzi chłopcy. Śmiało chłopaki, możecie grać w najgorszych gejowskich pornosach, wciągać do nich znajomych. Możecie dorabiać sobie tak do kieszonkowego. To zwykły grzeszek młodości, każdemu może się zdarzyć. No dalej, przecież Marcin też tak zaczynał. Za rok pójdziecie do telewizji i ludzie będą wam współczuć, będziecie wzruszać miliony! Będziecie gwiazdami!
Nie oszukujmy się - dzięki czemu Szymański zyskał popularność?