Latem zeszłego roku Joanna Górska, jedna z najpopularniejszych i najbardziej cenionych dziennikarek Polsat News, nagle przestała pojawiać się na antenie. Górska, która przyzwyczaiła widzów do swojej obecności jako prowadzącej Informacji i Nowego dnia, długo nie chciała ujawnić powodu swojej nieobecności. Trudno się dziwić, bo był bardzo poważny. Dopiero gdy na swoim profilu na Facebooku zamieściła zdjęcia różowej wstążki - symbolu walki z rakiem piersi i apelem: "Badaj cycki!", pojawiły się podejrzenia, że dziennikarka może być chora. Ona sama potwierdziła je kilka dni później, wyjaśniając, że zmaga się z nowotworem.
Na szczęście terapia przyniosła spodziewane rezultaty. 27 kwietnia Górska zakończyła ostatnią serię chemii i ogłosiła, że jest już zdrowa.
W zmaganiach z rakiem dziennikarkę wspierał mąż, Robert. Górska wyznała na Instagramie, że po usłyszeniu diagnozy, wiele osób pytało ją nie o to, czy zniesie trudy leczenia, lecz o to, czy zniesie je jej mąż. Niestety, wielu mężczyzn w ciężkich chwilach opuszcza swoje partnerki.
Zdarza się, że kobiety zostają zupełnie same - napisała smutno dziennikarka. Ja sama nie dałabym rady. Tak, myślałam o śmierci i o tym co będzie z moim dzieckiem. Wpadłam na pomysł napisania listów, na każde urodziny. Później pomyślałam, że to bez sensu, bo listy nie przekażą emocji. Więc może filmy, tak jakby siedział naprzeciwko mnie. Zostawić wskazówki na życie i wszystkie mądrości, jakie matka powinna przekazać dziecku - piękne i proste, myślałam, że to wręcz genialne. Na szczęście ten okres czarnych myśli minął, wzięłam się w garść. Porzuciłam pomysł "nękania" rodziny zza grobu.
W najnowszym wywiadzie dla Vivy ujawnia, jak było ciężko.
Mąż widział mnie w tak wielu strasznych, obrzydliwych sytuacjach, że niejednemu by się odechciało- wspomina dziennikarka. Jemu nie. Zawsze mogę na niego liczyć, on na mnie też. Cudownie, że na siebie trafiliśmy. Przeprowadziliśmy się rok temu, zaczęliśmy budować życie na nowo, urządzać się. Kiedy już były wyniki biopsji, usiedliśmy we trójkę po turecku, chwyciliśmy się za ręce, powiedziałam, że nie jest dobrze.
W rej sytuacji mąż i jedenastoletni syn Górskiej, Kacper, ustalili, że ona skupi się tylko na powrocie do zdrowia, zaś oni zajmą się resztą.
Skupiliśmy się na technicznych sprawach, aby Kacper wiedział, że jest plan, że będziemy go realizować - ujawnia dziennikarka. Robert dodał, że leczenie potrwa około roku, że będzie trudno, ale damy radę i mamy duże szanse, bo rak został szybko wykryty. Powiedzieliśmy, że będę potrzebować pomocy, że stracę włosy, będę słaba fizycznie, czasem nawet bez kontaktu. Powiedziałam też, że się nie poddam. Kacper przyjął to do wiadomości i mówi do Roberta: "Pokaż mi, jak nastawia się pranie". *Ustalili, że będą dzielić się obowiązkami domowymi. *
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Dzięki wsparciu bliskich i kolegów z pracy Górska mogła pracować nawet w okresie, gdy kontynuowała terapię.
Do pracy już wróciłam. Pracowałam również w czasie chemioterapii - przypomina dziennikarka. Jak tylko lepiej się poczułam, wskakiwałam na grafik. To była namiastka "normalnego życia". Poniedziałek, wtorek, środa do pracy, a od czwartku do niedzieli dochodzenie do siebie. Tak funkcjonowałam przez wiele tygodni. Super, że stacja mi na to pozwoliła.