Monika Zamachowska jest związana z TVP od 22 lat, czyli odkąd pracę w telewizji publicznej załatwiła jej mama, producentka telewizyjna Barbara Pietkiewicz. Monika przetrwała czystki w "mediach narodowych", za które Jacek Kurski zabrał się energicznie tuż po objęciu fotela prezesa. Ani przez chwilę nie przyszło jej do głowy solidaryzować się nawet z ciotecznym bratem, Piotrem Kraśko, zwolnionym jako jeden z pierwszych, za "rzucanie diabelskich spojrzeń".
Zresztą Monika nie ma specjalnie innego wyjścia, odkąd postanowiła iść za głosem serca i związać się na dobre i na złe z dwukrotnym rozwodnikiem, ojcem czworga dzieci, które wraz z matką oczekują 16 tysięcy złotych miesięcznie z tytułu alimentów.
Jak ujawniła Monika, od początku małżeństwa ze Zbigniewem Zamachowskim przelała na konto Aleksandry Justy grubo ponad milion złotych, a jej ciągle mało i bez przerwy nasyła na nich komornika.
Żeby pokryć zobowiązania męża, Monika zdecydowała się wynająć swój dom w Wilanowie, zaprojektowany przez tatę, obcym ludziom i przeprowadzić się z rodziną do mieszkania w kamienicy na Żoliborzu.
Jak zapewnia w każdym wywiadzie, nie żałuje swojej kosztownej decyzji poślubienia Zamachowskiego, chociaż z pewnością nie jest jej łatwo. Zbyszek, jako artysta, nie przejmuje się tak przyziemnymi sprawami jak pieniądze...
Monika zaś, jak ujawnia w Super Expressie, nie zarabia kokosów.
Ja wiem, że krążą legendy o tym, ile zarabiamy. Ludziom się wydaje, że w telewizji są kontrakty na poziomie 30-40 tysięcy miesięcznie - komentuje. Kto ma taki kontrakt? Może 8 - 10 lat temu ktoś miał, ale teraz na rynku wiele się zmieniło. Młodym nie zawsze chce się pracować tak ciężko jak nam. To jest trudna robota, w nielimitowanych godzinach, dość słabo opłacana wbrew pozorum. Zarabiamy po kilkaset złotych za poważny materiał do programu, scenariusz, zdjęcia, montaż. Taka jest rzeczywistość.
Jak myślicie, który z swoich "materiałów" Monika uważa za najpoważniejszy?