We wczorajszym odcinku Tańca z gwiazdami najgorsza (zdaniem widzów) była Ilona Felicjańska. I tak dość długo wytrzymała. Wyżebrała od władz TVN i widzów aż 5 odcinków.
Nadal mamy w pamięci wywiad, którego udzieliła Gali. Opowiedziała tam ze szczegółami, jak błagała (dosłownie) o udział w show. Żaliła się nawet, że kiedy nie zaangażowano jej do drugiej edycji, płakała. To, że udało się jej to sześć sezonów później, traktowała jak sukces i wyróżnienie. Dość żałosne, biorąc pod uwagę fakt, że obecnie to raczej stacje telewizyjne dwoją się i troją, żeby skompletować dobrą obsadę takiego programu.
Po raz kolejny najwyższe noty - zarówno od jury jak i publiczności - zdobyła Marta Żmuda -Trzebiatowska. To na pewno nie przysporzy jej sympatii zawodowych tancerzy, którzy mają jej za złe, że wyprosiła pracę w show dla swojego chłopaka. Udało się też zawodowemu tancerzowi Alanowi Anderszowi, który dzięki walcowi angielskiemu i teatralnemu makijażowi przeszedł niezagrożony do następnego odcinka.
Do góry pnie się Natalia Lesz, nie tylko za sprawą tańca. W filmiku z przygotowań mogliśmy zobaczyć, jak nagrywa w studio swój nowy singiel. Chciała chyba w ten sposób pokazać widzom, dlaczego w ogóle jest nazywana "gwiazdą". I tym, którzy ją kojarzą - że fałsze w Sopocie to tylko taki mały wypadek przy pracy. My jednak mamy wątpliwości, czy śpiewała w studio na żywo. Jej głos brzmiał jak już po obróbce, jakim poddaje się piosenki w trakcie produkcji studyjnej. Cóż, przynajmniej się postarała.