Choć "arcydzieła" Patryka Vegi doceniane są jedynie przez niego samego, reżyser jest tak zapatrzony w siebie, że nie dostrzega krytycznych głosów większości Polaków. Negatywne głosy Vega traktuje jako "formę promocji" w myśl zasady, nieważne jak, byle by mówili...
Vega w najnowszym wywiadzie, być może udzielonym po konsultacjach u tych samym specjalistów do spraw PR-u co Ania Lewandowska, postanowił pokazać swoją bardziej ludzką twarz i zbliżyć się do widzów. W tym celu opowiedział o smutnej przeszłości zwykłego chłopaka z bloku, który wyjeżdżał z miasta na wieś, by zarobić parę groszy:
Jestem dzieckiem z siódmego piętra na blokowisku**. Doświadczyłem ubóstwa. Nosiłem po wsiach ulotki w plecaku, składałem gazety**_ - mówi i nawiązuje do religii: _Doświadczyłem obecności Ducha Świętego w swoim życiu i jestem na 100 procent pewien, że on jest. Nie mam dylematów, nie mam wątpliwości. I nie interesuje mnie, jaki ludzie mają stosunek do mojej wiary.
Vega choć jak sam przyznaje, nie lubi mówić o swoich finansach, postanowił jednak złamać tę zasadę i powiedzieć kilka słów:
Nie lubię mówić o pieniądzach. Powiem tak - ludzie często wytykają mi, że z jednej strony deklaruję swoją wiarę, a z drugiej moje filmy zarabiają duże pieniądze. Dla jasności: religia katolicka nie zabrania bycia bogatym. Chodzi o to, żeby nie uczynić z pieniędzy bożka. Pieniądze dają adrenalinę, mogą uzależniać jak narkotyk. Trzeba więc umieć sobie z nimi radzić - powiedział w rozmowie z portalem gazeta.pl.
Patryk zapowiedział również, że podczas pracy nad nowymi filmami zamierza ograniczyć krzyki:
Z biegiem lat coraz mniej krzyczę. Ekipa ma świadomość, że uczestniczy w produkcji, która stanie się kolejnym hitem, więc bardziej się stara. Pomaga mi to, że mam już pozycję jako reżyser w tym kraju.
Wiecie o jakiej pozycji mówi?