Polska w tym roku na Eurowizji reprezentowana była przez (podobno) odnoszącego sukcesy DJa Gromee'ego i nikomu wcześniej w Polsce i Szwecji nieznanego szwedzkiego wokalistę Lukasa Meijera. Mimo średnio porywającego utworu, nasza propozycja była typowana do pewnego awansu z drugiego półfinału, głównie przez to, że jego poziom był dramatycznie słaby.
Okazało się, że zaśpiewanie połowy piosenki poza tonacją i "niezręczny taniec węża" Andrzeja Gromali pogrążyły nasze szanse na awans, co było sporym osiągnięciem w rywalizacji ze wstającym z fortepiano-trumny reprezentantem Ukrainy i miotającym się boso po scenie "metalowcem" z Węgier.
Szczegółowe wyniki półfinałów poznajemy zawsze dopiero po koncercie finałowym. Z nich dowiedzieliśmy, że Polsce do awansu zabrakło sporo - zajęliśmy 14. miejsce ze skromnym dorobkiem 81 punktów. Wspomniani Węgrzy, którzy zajęli ostatnie premiowane awansem miejsce, zdobyli ich 111.
O ostatecznym wyniku piosenek decydują dodane głosy jurorów i widzów. Okazuje się, że komuś jednak w Europie nasza propozycja przypadła do gustu - w głosowaniu tych drugich zajęliśmy 10. miejsce, które dałoby awans. Wszytsko wskazuje na to, że lepszy słuch mieli jurorzy, którzy niżej od Polski ocenili tylko propozycję fałszującej Rosjanki śpiewającej z plastikowej góry, wokalistkę z San Marino w duecie z robotem i pogrzebową pieśń Gruzji.
Ostatecznie, 10. miejsce od widzów i 15. od jurorów, dało nam 14. pozycję w stawce. Najwięcej punktów dostaliśmy od Niemiec, Szwecji, Francji, Ukrainy i Węgier.
Brakowało Wam Gromee'ego w finale?