Jeden z naszych czytelników był świadkiem zabawnej scenki - przejazdu Kayah ulicami Warszawy. Jechała na koncert po chodniku, z pełną obstawą: samochód w przyciemnianymi szybami, ochroniarze pieszo... brakowało tylko szpiegów w tłumie fanów i snajperów na dachach.
Przez cały czas artystki pilnowała czujna grupa "goryli", którzy reagowali natychmiast, gdy ktoś robił jej zdjęcia - mówi świadek. Wspomina też, że Kayah nie była w najlepszym humorze i mocno gwiazdorzyła (o co jej do tej pory nie podejrzewaliśmy):
Przed koncertem jej menedżer, Tomek Grewiński, biegał co chwila do garderoby z jakimś ręcznikiem. Usługiwał jej jak lokaj, a ona i tak cały czas stroiła fochy.
Kayah miała nawet własnego toi toia... Zabawny widok.