Monika Richardson nie przypuszczała chyba, że jej związek ze Zbigniewem Zamachowskim okaże się początkiem niekończących się zmagań z problemami finansowymi. Dziennikarka mogła przypuszczać, że uznany i ceniony aktor nie będzie miał problemu z zapewnieniem jej życia na odpowiednim poziomie. Niestety, Monika nie przewidziała, że porzucona przez Zbyszka żona nie będzie interesować się jej losem i bez skrupułów zażąda od aktora ogromnych alimentów.
I rzeczywiście, Aleksandra Justa na czwórkę jej dzieci z Zamachowskim początkowo dostawała co miesiąc aż 16 tysięcy złotych. Potem aktorowi udało się wprawdzie nieco zmniejszyć tę kwotę, ale i tak okazało się, że to na Monice w dużej mierze spocznie ciężar organizowania pieniędzy na comiesięczne opłaty.
Ku jej rozpaczy, małżonkowie i dwójka dzieci dziennikarki musieli przenieść się z przestronnej willi na warszawskim Wilanowie do "klitki" na Żoliborzu i generalnie mocno zacisnąć pasa.
Choć Monika, już jako pani Zamachowska, kilkukrotnie przesuwała granice żenady swoimi wpisami na temat rodzinnych finansów i wysokości zasądzonych Zbyszkowi alimentów, to najwyraźniej nadal nie może się czasem powstrzymać przed publicznym narzekaniem na swój los.
We wtorek dziennikarka pochwaliła się na Instagramie zdjęciem ogrodu willi, którą obecnie wynajmuje komuś innemu.
Tak wygląda w tej chwili ogród w moim domu. Nie powiem, ckni mi się czasem... - napisała pod fotografią.
Aby dodatkowo podkreślić swoją trudną sytuację, Monika opatrzyła zdjęcie wiele mówiącym hashtagiem "love or money" (z ang. "miłość czy pieniądze").
Najwyraźniej musiała chociaż w takich sposób podkreślić heroiczną decyzję, by dla dobra swojego męża (a właściwie jego niczemu winnych dzieci!) zrezygnować z ogródka.
Jest jej Wam żal?