Grażynę Szapołowską i dyrektora Teatru Narodowego Jana Englerta serdeczna przyjaźń łączyła przez większość życia. Grażyna namówiła Janka, by kupili sąsiadujące ze sobą apartamenty w Juracie, dzięki czemu już zawsze będą mogli spędzać razem wakacje.
Inwestycja okazała się krępująca po tym, gdy siedem lat temu Szapołowska i Englert pokłócili się o Bitwę na głosy. Kiedy ze względu na nagrania w telewizji aktorka nie pojawiła się w teatrze i Englert musiał odwołać spektakl, skończyło się zwolnieniem dyscyplinarnym.
Grażyna postanowiła walczyć o swoje dobre imię w sądzie pracy oraz mediach. Zapewniała, że swój grafik szczegółowo omawiała z Jankiem, który zasadniczo nie zgłaszał sprzeciwów wobec jej kontraktu z TVP. Zarzucała mu stosowanie podwójnych standardów i wypominała, że kiedy jego żona, Beata Ścibakówna występowała w show Gwiazdy tańczą na lodzie, cały Narodowy musiał dostosować plany do jej treningów.
Niestety, w toku procesu w sądzie pracy żaden z kolegów z branży nie potwierdził jej wersji. Wszyscy nie tylko stanęli murem za Englertem to jeszcze mieli żal do Szapci o to, że wywleka teatralne brudy na światło dzienne, zamiast elegancko zamieść je pod dywan.
Od tamtej pory minęło sześć lat, jednak Szapołowska nadal pamięta niesprawiedliwość, jaka ją dotknęła. W rozmowie z Newserią ujawnia, że od ludzi zdecydowanie woli zwierzęta, bo nigdy jej nie oszukały.
Mam kontakt ze zwierzętami, ponieważ kontakt z ludźmi okazał się dla mnie nie do końca prawdziwy - wyznaje aktorka. Przyjaciele okazywali się niezupełnie przyjaciółmi w momentach stresowych i stąd moje rozczarowanie. Dlatego zwierzęta są dla mnie bardziej wartościowe, natomiast coraz mniej mam zaufania do ludzi.
Zgadzacie się z nią?
_
_
_
_