Dzisiejszy Fakt donosi o nieszczęśliwym (i trochę nieprawdopodobnym) wypadku Edyty Górniak. Jej mąż opowiada wszystko ze szczegółami - po nagraniu ostatniego odcinka Jak ONI śpiewają Edycie spadł na twarz kawałek żelastwa. "Pół centymetra od oka."
Piosenkarka ma rozcięty łuk brwiowy i całą opuchniętą twarz. Nie wiadomo, czy będzie w stanie wystąpić w sobotę. A wszystko przez... spłoszonego gołębia.
Dramat Górniak zaczął się już po zakończeniu nagrania programu - pisze Fakt. Edyta wraz z innymi gwiazdami przygotowywała się do sesji zdjęciowej. Ale fotografowie nie doczekali się wyjścia piosenkarki. Nagle halę przeszył straszliwy krzyk. Przerażona artystka złapała się za głowę i osunęła na ziemię.
Natychmiast na pomoc Edycie ruszyli jej przyjaciele i pracownicy studia. Podnieśli artystkę i pomogli opatrzyć jej twarz. Później wydało się, kto był sprawcą wypadku. To gołąb, który wleciał do hali, gdzie nagrywany był program. Nagle, wystraszony jakimś hałasem, ptak strącił z jednego ze słupów kawałek żelastwa. Pech chciał, że spadł on wprost na twarz gwiazdy.
Edyta okropnie się wystraszyła, to coś uderzyło ją pół centymetra od oka. Nie wiem, czy to był jakiś metal, czy kamień,ale wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby trafił ją w samo oko. Okazało się, że Edyta ma rozcięty łuk brwiowy, oko oczywiście natychmiast spuchło. Nie było więc mowy o robieniu zdjęć, a zresztą ona była tak bardzo przerażona, że zupełnie nie miała do tego głowy - żali się Faktowi mąż Edyty, Dariusz Krupa.
Zaraz, zaraz, czy nie ten sam Krupa wytoczył Faktowi procesy o zniesławienie, śledzenie, zaszczucie itp.? Czy Edyta nie nazywała niedawno dziennikarzy Faktu "hienami" i "szczurami"? I teraz jakby niby nigdy nic z nimi rozmawiają? Odrobinę konsekwencji.