Wczoraj pisaliśmy o ciekawym spotkaniu Kuby Wojewódzkiego i Marcina Prokopa. Ich z trudem skrywana niechęć popłynęła na antenie macierzystej stacji. Kubie udało się przykleić Marcinowi łatkę pazernego milionera i pokazać, że tak naprawdę nie ma do siebie dostansu - że nie śmieje się z siebie tak szczerze i głośno jak z innych. Był skuteczny, kilka punktów dla niego. Czy odebrał Prokopowi trochę sympatii? Być może, to się jeszcze okaże.
Prokop odgryzł się w inny sposób (zresztą trochę go poniosło i to był błąd, bo odkrył swoje karty) - zapowiedział Kubie, że zamienią się miejscami szybciej, niż myśli (w domyśle - że to on będzie wkrótce prowadził najważniejszy talk show w kraju). I tu tkwi całe jądro sporu. W tej ich medialnej przepychance chodzi wyłącznie o to. Niechęć Kuby do Marcina bierze się stąd, że Prokop jest na dzień dzisiejszy jedyną osobą, która może go zastąpić. A idzie o jedną z pewniejszych i lepiej płatnych posad w kraju. Zająć tę kanapę to trochę jak zostać prezydentem show-biznesu. Można się wyluzować, uśmiechnąć i żyć z gadania. Żyć bardzo, bardzo dobrze.
No właśnie - jak dobrze? Wczoraj zahaczyliśmy o tej temat. I chyba pobudziliśmy wyobraźnię dziennikarzy Super Expressu, bo dziś tabloid "podbija stawkę". Ich zdaniem Prokop zarabia nie 180 (jak napisaliśmy) a 190 tysięcy miesięcznie. Podają też listę zarobków kilku jego kolegów i koleżanek. Naszym zdaniem wszystkich lekko przeszacowali:
Kuba Wojewódzki - 160 000 zł
Krzysztof Ibisz - 140 000 zł
Kinga Rusin - 120 000 zł
Beata Sadowska - 90 000 zł
Na "pocieszenie" rzucają Agnieszkę Popielewicz, która zarabia podobno "tylko" 13 500 zł. Jak na laskę po Gwiezdnym cyrku - i tak 13 razy za dużo.
Liczba przy Kubie jest wzięta z sufitu. Te 160 tysięcy to jeden z mitów krążących po rynku, taka "miejska legenda". Przypominamy, że akurat on nie dorabia na chałturach, zarabia głównie w TVN-ie. Wątpimy, żeby płacili mu aż 40 000 zł na czysto za każdy odcinek. Gwiazdy tej ligi zarabiają bardzo dużo, ale nie aż tyle. TVN nie pozwoliłby sobie na to z jednego prostego powodu - taka informacja ujrzałaby światło dzienne. Na każdym szczeblu, wszędzie pracują przecież ludzie, którzy muszą o czymś gadać. A ulubionym (jedynym?) tematem rozmów wszystkich są plotki i pieniądze.
Jeżeli koledzy Kuby z pracy dowiedzieliby się, że zarabia 160 000 zł miesięcznie, każdy chciałby dostać podwyżkę. A mocne parcie na wzrost wynagrodzeń jest niebezpieczne dla każdej firmy, nawet tak bogatej jak TVN. Jednym zdaniem: stać ich na to, żeby podnieść mu pensję, ale nie na to, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. Nie martwcie się, Edward Miszczak już dba o to, żeby każdy zarabiał o 25% mniej niż uważa, że mu się należy.
I tu wracamy do drugiego akapitu - Wojewódzki nie może znieść Prokopa, bo wybił mu z ręki najmocniejszy argument: "Odchodzę!" Ostatnia dyskusja mogła wyglądać tak:
- Edward, kurwa, odchodzę! 160!
- Ok, leć. Prokop tylko czeka. Zrobi to samo za 70 tysięcy, bo ma jeszcze 3 inne programy. I 100 000 zł miesięcznie z chałtur. Zresztą nie, zrobi to za 50 tysięcy. A żeby ci dogryźć - nawet za 30.
I nawet jeżeli takie zdania nie padły, obaj panowie wiedzą doskonale, że tak wygląda sytuacja. I wiedzą, że ten drugi wie. Właśnie przez takie mechanizmy ludzie w telewizji tak bardzo się nienawidzą. Zazwyczaj żeby ktoś zyskał (w tym wypadku Marcin), ktoś musi stracić.
Tak więc podtrzymujemy naszą wersję - Wojewódzki zarabia 120 tysięcy. Prokop - 180 ;)