Trzeba oddać Ilonie Felicjańskiej sprawiedliwość - przeżyła w życiu dramat. Spadła z bardzo wysokiego konia. W latach 90-tych wyszła za mąż za multimilionera - wówczas jednego z najbogatszych Polaków, Andrzeja Rybkowskiego. Miała widoki na cudowne, światowe życie - jachty, odrzutowce i ciuchy haute couture. Niestety, kilka lat po ślubie jej mąż zbankrutował.
Stracił wszystko. To był dla niej szok.
Rozumiemy więc w pewnym sensie jej determinację do zaistnienia w mediach. Ale czy to tłumaczy błaganie o udział w Tańcu z gwiazdami? Poniżanie się przed Edwardem Miszczakiem? Pisanie do niego SMS-ów z prośbami, na które nie dostawała odpowiedzi? Są jeszcze inne wartości poza pieniędzmi i popularnością. Na przykład godność, honor... Cokolwiek.
Nigdy nikogo o nic nie błagałam - tłumaczy teraz Ilona w Na żywo. Ale jeśli mam marzenia, mówię o nich głośno. O tańcu myślałam od dawna. Na początku była euforia, spełnienie marzeń. Póżniej mordercze treningi i nawet psychiczne załamanie. Nagle spadło moje poczucie wartości, a wcześniej już wiele razy o nie walczyłam.
Felicjańska rozwija temat i dzieli się z nami swoimi traumami:
Moja niewiara w siebie ma żródło w dzieciństwie. Moja mama była najlepszą mamą, jaką potrafiła być, bardzo mnie kochała, ale uważała, że dziecka nie należy chwalić. Dzisiaj gdy sama jestem matką, wiem, że trzeba to robić umiejętnie. Wtedy dzieci wyrastają na silnych ludzi.
To nie koniec jej problemów psychicznych. Chcecie jeszcze?
Niby odniosłam sukces w konkursie Miss Polonia, a jednak czułam się gorsza. A to źle się ubierałam, a to byłam za gruba. Potem dostałam program "Na każdy temat". Reżyser Witold Orzechowski mówił mi, co mam mówić i tępił wszelką samodzielność. To także działało destrukcyjnie.
Na deser dorzuca też coś o kryzysie w małżeństwie: Zaczęliśmy żyć obok siebie. Każdego pochłaniały własne sprawy. Choć był to typowy kryzys siódmego roku, nigdy nie pomyślałam, że mogłabym żyć bez Andrzeja. Nie udawaliśmy, że nic się nie dzieje. Szukaliśmy sposobów na ponowne odnalezienie do siebie drogi.
To miało nam poprawić humor? Właściwie udało się, trochę poprawiło :)