22 maja 2017 roku zmarł wybitny polski muzyk Zbigniew Wodecki. Odszedł niespodziewanie na skutek komplikacji po operacji wszczepienia bajpasów. Akurat świętował 40-lecie swojej pracy scenicznej. Na jesień miał zaplanowaną trasę koncertową.
Jego niespodziewana śmierć pozostawiła wyrwę z sercach jego przyjaciół, którzy postanowili dokończyć jego trasę oraz bliskich. Córka muzyka, Katarzyna Wodecka-Stubbs ujawnia, że oglądanie zdjęć taty nadal sprawia jej ból.
Naszych prywatnych zdjęć z wakacji i z uroczystości nie mogę oglądać. Tata bywał w Krakowie 2-3 razy w tygodniu. Mama była przyzwyczajona do takiego tryby życia - wspomina w rozmowie z tygodnikiem Na żywo. Zdążyła się tego nauczyć, przecież mieli długi staż małżeński. Cały czas jeździł, grał, ale kiedy już wracał, wtedy kolacjowaliśmy, spotykaliśmy się. Był stadnym człowiekiem.
Po śmierci ojca Katarzyna Wodecka-Stubbs założyła fundację jego imienia i na jej potrzeby zbiera archiwalne materiały z jego koncertów.
Oglądam go jako młodego, wesołego faceta o świetnym głosie - wyznaje. Czasem odkrywam tatę na nowo.
Tymczasem wdowa po muzyku zajmuje się ogrodem wokół wiejskiego domu w Winiarach, który był jego azylem.
Jak co roku zasadziła pomidory malinowe, które uwielbiał Zbyszek - ujawnia znajomy rodziny. Kalarepę i ziemniaki… On to wszystko bardzo doceniał. Lubił wiejskie klimaty, świeże mleko, które kupowali u sąsiada...