Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie Grzegorz G., członka zarządu partii Wolność i współpracownika Janusza Korwin-Mikkego. Grzegorz wykorzystywał spotkania partyjne jako okazję do uwodzenia młodych kobiet, które następnie zarażał kiłą. Jak ujawniają koledzy Grzegorza G., mężczyzna olśniewał kobiety opowieściami o swojej bliskiej przyjaźni z Januszem: Kolega Korwin-Mikkego zarażał kobiety kiłą. "Chwalił się, że ma dostęp do Janusza"
Oczywiście żadnej z nich nie zwierzył się, że choruje na groźną chorobę weneryczną, która nieleczona atakuje układ nerwowy, a w konsekwencji prowadzi do śmierci.
Nawet przy podjęciu leczenia antybiotykami niebezpieczeństwo zarażenia w czasie seksu jest bardzo wysokie i każdy lekarz ma obowiązek poinformować o tym pacjenta. Grzegorz G. musiał więc być świadom swojej sytuacji, a mimo to z premedytacją okłamywał swoje partnerki.
Na początku naszej znajomości pytałam go, czy jest na coś chory. Stanowczo zaprzeczył – wspomina w Fakcie 24-letnia Monika z Podkarpacia. Coś się zaczęło ze mną dziać, ale dermatolog nie wiedział, że to kiła.
Pierwsze objawy choroby wystąpiły u niej po miesiącu. Lekarzom nie przyszło do głowy, może to być syfilis. Za to Grzegorz G. szybko się zorientował. Oczywiście słowem nie pisnął, że wie, co jej dolega.
Jak zobaczył, że mam na brzuchu wysypkę, przestał ze mną sypiać - ujawnia kobieta. Tłumaczył się, że bierze leki na łuszczycę i jest przez to impotentem. Na pewno wiedział, że jest chory.
Swój dramat zrozumiała dopiero po zerwaniu z działaczem, gdy odezwała się do niej inna jego ofiara, z którą sypiał w tym samym czasie. Poinformowała Monikę, że musi natychmiast udać się do lekarza, bo Grzegorz G. zaraził ją kiłą. Niestety, było już za późno. Okazało się, że choroba zaatakowała układ nerwowy.
Wtedy zaczął się mój koszmar - wspomina załamana kobieta.
Inna ofiara, 27-letnia Katarzyna z Wielkopolski, o tym, że jest chora, dowiedziała się... od dziennikarzy Faktu, którzy prowadzili własne dochodzenie w sprawie zarażeń.
On chciał mnie zabić. Nigdy mu tego nie daruję - zapowiada kobieta.
Wygląda na to, że daruje mu Janusz i pozostali członkowie partii. Jak dowiedzieli się dziennikarze Wirtualnej Polski, działacz z kiłą sam zawiesił się swoje członkostwo, ale nie dlatego, że czuje się winny, tylko "dla pewnego porządku". Korwin-Mikke też zresztą ma utarty pogląd na ten temat:
Czeka na wyniki postępowania prokuratorskiego, na razie żadnych dowodów na jego winę nie ma - mówi Korwin. Naprawdę, ja się nie zajmuję tym, co robią w łóżku ludzie z mojej partii.
Janusz w ogóle czule nazywa Grzegorza G. "partyjnym Don Juanem":
To taki partyjny Don Juan, bawidamek. Taką chorobę musiał gdzieś załapać, nie?- mówi. Zapewniał mnie, że to nieprawda, że świadomie zarażał kobiety. To, że "Fakt" tak napisał o Grzegorzu, o niczym nie świadczy, o mnie pisali kilka razy i zawsze nieprawdziwie.
Gratulujemy. Na pewno zarażonym kobietom jest bardzo miło, że złapały kiłę od "partyjnego Don Juana"...