I stało się. Trochę nie chce się nam wierzyć, że Rinke Rooyens nie ocalił swojej dojnej krowy. Bo nie oszukujmy się – Rutowicz była gwarancją skandalu i kontrowersji, a co za tym idzie, oglądalności i pieniędzy. Najwyraźniej uznano jednak, że na program mają zarobić dogryzające sobie Doda i Steczkowska.
Jola zrobiła pewne postępy względem zeszłego tygodnia. Jej figura obowiązkowa została pochwalona przez jury. Rutowicz nie chciała jednak słuchać ich komentarzy, demonstracyjnie zakładając słuchawki różowego mp3. Nie wytrzymał tego nawet spokojny Szaranowicz:
Wychodzisz z pozy, że w życiu można istnieć, nic nie robiąc. Jednak coś trzeba robić w życiu.
Oburzony był też Jacyków, który wyjątkowo jej nie zjechał, wręcz przeciwnie – docenił jej figurę i umiejętności. Był jednak oburzony jej zachowaniem: Jestem wstrząśnięty zachowaniem Joli, to jest niegodne.
Przekonać Rutowicz próbował też prowadzący Maciej Kurzajewski, ale bez skutku: Jolanto, to jest telewizja publiczna, chcemy ci pomóc! - prosił. Jednak i to do niczego jej nie przekonało, a wręcz przeciwnie – musiała jeszcze odpowiedzieć na "zaczepki" jurorów: Panie Jacyków, może botoks wypłynął, nie wiem o co chodzi.
Zachowanie Jolki było dziwne, bo nieuzasadnione. Od razu nastawiła się na walkę, a tak naprawdę nikt jej nie zaatakował. Poza Dodą, która też szybko odpuściła. Tym razem Jola zdobyła najmniej głosów i znalazła się w strefie zagrożenia. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, co jej grozi. Próbowała jakoś uładzić publiczność:
Ja dzisiaj też wystawiłam rogi, bo myślałam, że będzie ostro, ale widzowie chyba jednak nie chcą oglądać wojny.
Nie pomogło. Jola i jej partner Łukasz Dzióbek przegrali z Rafałem Cieszyńskim.
Poza klęską Rutowicz miło było też obserwować, z jaką konsekwencją Doda utrudniała Steczkowskiej pracę w programie. Już na wejściu popsuła jej humor drobnymi złośliwościami.
Widać, że Justyna prowadziła show w strachu przed każdą kolejną wypowiedzią Doroty, była wyraźnie przygaszona. I dobrze, skoro już zarabia pieniądze na gadaniu do kamery, niech ją to coś kosztuje. Szczególnie, że ten sztuczny śmiech (nie mający nic wspólnego z radością czy dobrym humorem) delikatnie mówiąc nie zjednuje jej sympatii.