Beata Tadla zaledwie dwa tygodnie temu zakończyła, z sukcesem, rywalizację na parkiecie Tańca z gwiazdami. Tuż przed finałem wyznała w tabloidzie, że nie pamięta już czasów, kiedy nie czuła bólu.
Na szczęście nie odniosła żadnej poważniejsze kontuzji, nie licząc złamanego serca, gdy krótko przed pierwszym odcinkiem wiosennej edycji Jarosław Kret przyznał w wywiadzie, że okłamał ją, obiecując ślub.
Skończyło się dramatycznie. Było medialne rozstanie, fochy za kulisami programu, grożenie widłami, publiczny ostracyzm wymierzony w niewiernego pogodynka, grożenie emigracją oraz ucieczka do Indii.
Po powrocie z medytacji w aśramie, Kret zapisał się na psychoterapię i zaczął nękać Tadlę prośbami o kolejną szansę.
Jakby tego wszystkiego było mało, syn dziennikarki, 17-letni Jan Kietliński w piątek trafił do szpitala z groźnym urazem kręgosłupa. Na razie trzymają go tam na obserwacji, w nadziei, że uraz da się opędzić lekami i obejdzie się bez operacji.
Przypadający na sobotę Dzień Matki Tadla świętowała z synem na oddziale ortopedii. Tego dnia opuściła szpital dopiero o godzinie 22.
Syn musi leżeć jeszcze co najmniej kilka dni - ujawnia Fakt. Na razie dostaje mocne leki i czeka na badania, po których lekarze podejmą dalsze decyzje. Jeśli Beata Tadla miała nadzieję na trochę spokoju po zakończeniu "Tańca z gwiazdami" to srogo się zawiodła...