Trudno wyobrazić sobie, jaki byłby show biznes bez Anny Lewandowskiej. Patrząc jednak na poczynania najbogatszej polskiej WAG, można odnieść wrażenie, że kariera u boku sławnego męża trochę ją męczy. Ania jest najbardziej zmęczona zwłaszcza, gdy dociera do niej krytyka fanów. Tej jest zresztą całkiem sporo.
Prawie każdy nowy wywiad Lewandowskiej odbija się szerokim echem w mediach. Z okazji Dnia Matki Ania zadebiutowała na własnym portalu parentingowym, udzielając wywiadu Katarzynie Burzyńskiej. Ania opowiedziała o trudnym porodzie, sile modlitwy i ciężkich momentach, jakie spotkały ją w pierwszych tygodniach wychowywania Klary.
Przypomnijmy: Lewandowska o trudach macierzyństwa: "Nad wanienką leciały mi łzy, zasypiałam na dywanie"
Dlaczego wynurzenia Ani tak zdenerwowały internautów, w tym Czytelników Pudelka? Lewandowska chyba nie widzi, że często sama sobie przeczy: raz opowiada, że jest zmotywowaną do działania matką, która radzi sobie z każdymi przeciwnościami, by za moment pożalić się w wywiadzie na własnym portalu, że zasypia nad wanienką. Oczywiście, takie jest macierzyństwo, które przynosi każdy rodzaj emocji: od płaczu ze zmęczenia do uśmiechu pełnego miłości. Ania jednak nie może się zdecydować, którą prawdziwą siebie pokazać: tę motywacyjną czy łagodną. Stąd krótka droga do hipokryzji.
Fanów denerwują przede wszystkim problemy Lewandowskiej, która, nie da się ukryć, zarabia kokosy na własnej pasji. Treningi i zdrowe odżywianie to jej praca i pasja. Ania nie martwi się, jak najszybciej wrócić do domu omijając korki, zrobić zakupy i odebrać ze szkoły dziecko, które chce, by mama spędziła z nim trochę czasu.
Lewandowska bardzo lubi wspominać też czasy, gdy była mistrzynią karate. Niestety, to czasy Ani Stachurskiej, która u boku męża została trenerką i motywatorką, a karate jakoś zeszło na drugi plan. Z takim nazwiskiem i wizerunkiem Anna mogłaby zrobić dla tej dyscypliny o wiele więcej niż niejeden związek sportowy.
Trudno w sumie stwierdzić, który pomysł Ani na karierę jest bardziej ryzykowny: fani już śmiali się z jej "śniadania za 40 złotych", a teraz, gdy została "ekspertką parentingową", jest jeszcze gorzej. Rozumiemy, że każda droga do zarobienia jeszcze większych pieniędzy jest warta zachodu, ale budowanie interesu w oparciu o ciążę trąci przesadą. W zupełności wystarczyłoby, gdyby Ania zajęła się tym, na czym jako tako się zna, czyli sporcie. Radzenie innym matkom jak wychowywać dzieci zawsze jest ryzykowne, zwłaszcza, że Lewandowska dysponuje nieporównywalnie większym budżetem i może kupić Klarci pianino. Inne mamy stać na książeczki i płyty dla dzieci oraz używane ubrania.
W dobie mody na coaching i rozwój każdy może zostać "mówcą motywacyjnym", ale stąd niebezpiecznie blisko do zostania Łukaszem Jakóbiakiem. Ania też trochę go przypomina, zwłaszcza gdy dzieli się z fankami inspirującymi cytatami. Najwyższy czas na jakąś wizualizację...
Być może Ania od czasu do czasu czyta Pudelka. Nie chcemy, żeby pomyślała, że "szczujemy" i "napuszczamy" Czytelników na nią i jej biznesy. Apelujemy tylko o trochę więcej rozsądku.