Najnowszą edycję Tańca z gwiazdami można podsumować jednym zdaniem: jakie gwiazdy, takie emocje. Czyli żadne. Wczoraj wszystkie pary tańczyły poprawnie, niektóre potrafiły nawet błysnąć. Steve Alen rozbrajał szczerością i zabawnym akcentem, a bokser Włodarczyk rozczulał próbami wykrzesania z siebie odrobiny wyczucia rytmu. Alan Andersz i Natalia Lesz zbebrali najlepsze noty, jak na doświadczonych tancerzy przystało. Wszystko sprawiało wrażenie przewidywalnego i pozbawionego ducha rywalizacji.
Czarnej Mambie i pozostałym jurorom skończyły się już chyba teksty. Nic dziwnego. Jak długo można chwalić tancerki za piękne kreacje i krytykować tancerzy za brak giętkości. Taniec z gwiazdami potrzebuje na gwałt świeżej krwi. Nie sprowadzanych z zagranicy pseudo gwiazd. Może czas wymienić członków komisji i prowadzących?
Program szczególnie cierpi w zestawieniu z pełnym energii i szczerych emocji You Can Dance. Taniec z gwiazdami zaczyna mieć twarz zużytej cioci Skrzyneckiej, która najpewniej zakończy swoją karierę razem z ostatnią jego edycją.