Dorota Wellman należy do najbardziej lubianych prezenterek w Polsce. Organizatorzy imprez wprost się o nią zabijają, bo jej dystans do siebie oraz poczucie humoru z reguły przyciągają tłumy. Niestety, przepracowana Dorota nie zawsze daje radę sprostać wszystkim zobowiązaniom zawodowym. W lutym tego roku zasłabła w studiu Dzień Dobry TVN i musiała zostać przewieziona do szpitala.
Jak ujawnia prezenterka, życie zatruwają jej ciężkie migreny, z którymi nie sposób poradzić sobie zwykłymi proszkami przeciwbólowymi.
To rzecz, która mnie w końcu zabije - ujawnia w Fakcie. To są takie bóle głowy, że człowiek przestaje widzieć. Na początku widzę jakbym patrzyła przez kalejdoskop, czyli mam przed sobą obraz pęknięty na tysiąc kawałków. To pierwszy znak, że stracę wzrok do ślepoty. Zwalnia mowę i pojawia sią problem z artykulacją. Człowiek się chwieje na wszystkie strony, bo ma zaburzenia równowagi.
Taka migrena może trwać nawet do kilkunastu godzin i w zasadzie uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Zdarzają się nawet utraty przytomności.
Muszę mieć podane silne leki dożylne, które dopiero po kilku godzinach powodują, że ból odchodzi - wyznaje Wellman. Wrogowi nie życzę tego, co przeżywam, kiedy migrena mnie dopadnie. Ponad dwa miliony osób w Polsce na to cierpi, ale postronni myślą, że jak kogoś boli główka to jest jakaś głupota.