Choć prawdopodobnie poza redakcją Pudelka i przyjaciółmi Sary Boruc nikt nie czekał na tę premierę, musimy przyznać, że odświeżaliśmy kanał z wypiekami na twarzy.
Żona Artura Boruca zapowiadała swój muzyczny debiut od ponad dwóch lat. Kiedy już zaczynaliśmy jej groźby muzyczne traktować w kategorii żartu, urzeczywistniła swoje wizje artystyczne się w postaci "seksownego" teledysku do utworu Łapię tlen.
Jak się jednak okazuje, nie taki diabeł straszny jak go malują. Debiutancki singiel Sary Boruc jest naprawdę dobrze wyprodukowany i choć ciężko przechodzi nam to przez palce, równie dobrze zaśpiewany.
Pewnie wielu z obserwatorów Sary, spodziewało się, podobnie jak my, bezbarwnego numeru z prostą linią melodyczną, podzielonego na przydługie zwrotki i skoczny, z potencjałem na radiowy hit refren. Tymczasem Sara zaskakuje nie tylko niestandardową budową utworu, ale i licznymi zabiegami i ozdobnikami wokalnymi, które umiejętnie wplata od pierwszych sekund utworu. Ciekawe przejścia, lekki, przyjemny dla ucha refren i czysty wokal z delikatnie podkreślającymi go efektami, zamiast modnego w ostatnim czasie autotune'a zabijającego barwę głosu sprawiają, że ciężko o muzyce śpiewającej WAGs napisać coś złego.
Piosenka Łapię tlen może posłużyć innym, polskim wokalistkom jako przykład. Sara udowodniła, że nie trzeba śpiewać po angielsku ze słowiańskim, nieprzyjmnym dla ucha akcentem, by utwór brzmiał świeżo i "zachodnio".
Oczywiście są rzeczy, obok których nie możemy przejść obojętnie. Mały minus wędruje do Sary za korzystanie z pomocy tekściarza. Żona Artura jest jedynie współodpowiedzialna za warstwę liryczną najnowszego singla. W oczy kłuje również teledysk, na którym Sara w "seksowny" sposób wije się w koronkowym topie po podłodze.
Tak dobry numer naprawdę zasługuje na lepszy obrazek.
Jak myślicie, na albumie Sary znajdzie się wspólny utwór z Mariną?