Colin Farrell ma naprawdę bujną, imprezową przeszłość. Dzisiaj jest już podobno odpowiedzialnym ojcem dla swojego niepełnosprawnego syna i bardzo rzadko pokazuje się w klubach. W ostatnim wywiadzie opowiedział jednak o tym, jak było wcześniej:
Zacząłem nadużywać alkoholu w wieku 14 lat. Przez 16 lat ostro piłem, przeszedłem jednak wielką przemianę. Picie prawie mnie zabiło, jestem więc szczęściarzem. Nie miałem wyboru, musiałem przestać pić, byłem bardzo chory. Schowałem się przed światem na sześć tygodni. Czułem się bezpiecznie i zacząłem wychodzić z nałogu, który był jak otaczająca wszystko mgła. Kiedy wróciłem do świata żywych, wszystko wydawało mi się o takie wyraźne i jasne, nigdy wcześniej tak tego nie widziałem.
Dziwne, że w ogóle zaszedł tak daleko będąc alkoholikiem. Colin przyznaje, że picie bardzo przeszkadzało mu w pracy. Najgorsze chwile przeżywał w czasie pracy nad _**Miami Vice**_. Ta rola tak wiele go kosztowała, że po ostatnim ujęciu "kompletnie się rozsypał".
Nie sądzę, że mam jakieś wyjątkowe predyspozycje do depresji - wyjaśnia. Powiedziałbym raczej, że przez lata cierpiałem na pewien rodzaj duchowej choroby, którą lekceważyłem.