Natalia Siwiec i jej partner Mariusz Raduszewski niespełna rok temu przywitali na świecie córkę. Przez całą ciążę nie mogli się zdecydować, jakie imię nadać dziecku. W końcu trzy dni po porodzie zdecydowali się na światowo brzmiącą Mię. Prawdopodobnie inspiracją była bohaterka jednego z filmów Quentina Tarantino. Natalia ciągle nie porzuciła nadziei, że reżyser w końcu zadzwoni do niej z propozycją roli: Siwiec: "Moim marzeniem jest zagrać u Tarantino. Albo u Kubricka"
Na szczęście zarówno ciąża jak i macierzyństwo Natalii okazały się idealne. Celebrytka w ciąży nie przytyła ani grama, poza brzuszkiem, a od razu po porodzie samoistnie wróciła do dawnej figury.
Pojawiły się nawet plotki, że w ogóle nie była w ciąży, a urodzenie dziecka zleciła surogatce.
Natalia wprawdzie oficjalnie zapewnia, że śmieje się z tych spekulacji, jednak na wszelki wypadek nie omija żadnej okazji do tego, by podkreślić, że jej ciąża była prawdziwa, a nie wypchana.
Na dodatek okazało się, że Mia jest idealnym dzieckiem. Jak zapewnia Natalia, od razu zaczęła przesypiać całe noce i prawie nigdy nie płacze.
Trudno się dziwić, że w tak luksusowych warunkach zaczęli z Mariuszem zastanawiać się nad kolejnym dzieckiem. Jednak tym razem, zdaniem Natalii, lepiej by było jakoś ominąć ciążę.
Oczywiście, że chciałabym mieć drugie dziecko. Rozmawiamy z Mariuszem o tym, że może czas na synka - ujawnia modelka w Fakcie. To jedyne, co jest na minus: znowu dziewięć miesięcy, podczas których jest gorąco i plecy bolą.