Borys Szyc zmarnował wiele lat na uzależnienie od alkoholu, którego omal nie przepłacił karierą. Wśród reżyserów i producentów zyskał opinię niestabilnego i gdyby był trochę mniej utalentowany, pewnie nikt nie chciałby go zatrudniać.
Ostatecznie, pod wpływem swojej nowej partnerki, Justyny Jeger-Nagłowskiej, postanowił uporządkować swoje życie i zgłosił się na odwyk.
Jak wyjaśnia w najnowszym wywiadzie dla miesięcznika Twój Styl, problem wziął się stąd, że traktował alkohol jako lek na nadwrażliwość.
Kiedyś mi przeszkadzała. Mówiłem o czymś, co wzbudzało we mnie emocje, i natychmiast leciały łzy. Nienawidziłem tego! Wstydziłem się - wspomina aktor. Ja, który już w dzieciństwie wybrałem rolę klauna, klasowego rozśmieszacza, opowiadam o lekturze na lekcji polskiego i nagle zaczynam płakać. Mam w sobie dużo z kobiety. Kobiety mnie wychowały. Ta często towarzysząca kobietom sinusoida uczuć była mi bardzo bliska. I nadal jest. Paradoksalnie charakteryzuje też alkoholików. Po latach, gdy na terapii zmierzyłem się z tą chorobą, zrozumiałem, kim naprawdę jestem. Świat nienawidzi próżni. W puste miejsca, które masz w sobie, alkohol idealnie się wlewa. U mnie lał się w pustkę po ojcu, w chęć bycia bardziej męskim, niż jestem. Walczyłem między sobą kobietą i sobą mężczyzną. Znalezienie złotego środka to klucz do wyleczenia, poukładania sobie życia. I zaznania spokoju, szczęścia. Kobieta we mnie pomagała mi, ale i przeszkadzała, miałem dysonans poznawczy. Teraz już nie.
Borys ujawnia, że odkąd przestał walczyć z kobieca stroną swojej osobowości i zaakceptował ją, wszystko zaczęło się układać. Niestety, nie wszystkie marzenia udało się zrealizować.
Czego chciałbym spróbować jako kobieta? Wiadomo, że seksu - wyznaje aktor. Zobaczyć, poczuć, jak to jest po drugiej stronie. Kobieta ma wiele przycisków połączonych ze sobą, na pewno jest to dużo ciekawsze niż przeżywanie męskie. Nie do wyobrażenia.