Emitowany od 2008 roku serial Ojciec Mateusz, z Arturem Żmijewskim w roli księdza rozwiązującego kryminalne zagadki, trochę opatrzył się widzom.
Oglądalność nie prezentuje się najlepiej. Między czternastym a szesnastym sezonem serial porzuciło blisko pół miliona widzów. Producenci jednak nie przejęli się tym specjalnie, bo akurat wtedy stanowisko prezesa TVP objął Jacek Kurski i oglądalność wszystkich programów telewizji publicznej poleciała na pysk.
Gorzej, że podobno ekipa, łacznie ze Żmijewskim, jest już znudzona ciągnącą się od 19 sezonów historią, Aktor zresztą już kilka razy podejmował próby rozstania się z produkcją, która, jego zdaniem, zbyt mocno go szufladkuje, jednak producenci zawsze jakoś go przekonywali za pomocą argumentów finansowych. A jak one nie pomogły, to pozwolili mu reżyserować.
Nie mieli też pretensji, gdy podpisał kontrakt z Polsatem na dużą rolę w serialu W rytmie serca. Producenci z reguły krzywo patrzą na taki brak lojalności, jednak cała ekipa Ojca Mateusza doskonale orientuje się, że bez Żmijewskiego serial nie istnieje, a oni wszyscy stracą pracę. Stąd daleko idąca wyrozumiałość…
Na dodatek, kiedy dowiedzieli się, że Polsat płaci Żmijewskiemu 8 tysięcy złotych za dzień zdjęciowy, też podnieśli mu stawkę. Jak donosi Super Express, w dwudziestym sezonie aktor zarobi 15 tysięcy złotych za jeden odcinek, którego kręcenie zajmuje z reguły dwa dni.
Za cały sezon Ojca Mateusza Żmijewskiemu wpadnie na konto 225 tysięcy złotych, nie licząc dodatku za reżyserię. Drugie tyle dorzuci Polsat...