Pięć lat temu policja wszczęła śledztwo w sprawie biznesu stręczycielskiego, który prowadziły do spółki córka i była żona znanego muzyka. Zaczynały od legalnie działającej agencji modelek, jednak z czasem zrozumiały, że na wysyłaniu dziewczyn do łóżek arabskich szejków można znacznie więcej zarobić.
Płatny seks najczęściej odbywał się w Dubaju, stąd stosowane przez media określenie "afera dubajska", ale nie tylko tam. Jak ujawnił dziennikarz Piotr Krysiak w swojej książce Dziewczyny z Dubaju, powołując się na stenogramy ze śledztwa, sponsorowane wyjazdy odbywały się też do Cannes, Saint-Tropez, na Ibizę, do Courchevel, Londynu, Bejrutu, Maroka, Singapuru, Tajlandii, Barcelony, Madrytu, Berlina, na Majorkę, Gran Canarię, do RPA, Grecji Monako i Genewy.
Jak informuje Krysiak, w gronie prostytutek znalazły się: menedżerka największego polskiego banku, stewardesa arabskich linii lotniczych, kilka pielęgniarek, ekspedientka centrum handlowego, absolwentki filologii na Uniwersytecie Warszawskim, pedagogiki, marketingu, anglistyki, ekonomii, turystyki. Jedna z nich wygrała nawet konkurs Miss Polonia, druga zdobyła kilka europejskich tytułów, inna była uczestniczką popularnego programu "Top Model", kolejna zagrała epizod w filmie "Sfora", a jeszcze inna została dziewczyną popularnego serialowego aktora.
Ofiarą Joanny i Danuty B. padła także Iwona Węgrowska, która skuszona obietnicą luksusowej imprezy, podczas której może znaleźć miłość swojego życia, wybrała się do francuskiego kurortu Courchevel, jednak zapewnia, że do seksu wtedy nie doszło: "Emilia P. ułatwiła Węgrowskiej UPRAWIANIE PROSTYTUCJI?!" Za 600 ZŁOTYCH!
Jak ustaliła policja, wiele dziewczyn rzeczywiście wierzyło, że jadą do pracy jako hostessy, a nie prostytutki, a już na pewno nie przyszło im do głowy, do jakich perwersji będą zmuszane: Polskie "modelki" sprzedawane arabskim szejkom! Za 25 tysięcy dolarów...
Kiedy już rezultaty śledztwa, zarówno policyjnego jak i dziennikarskiego, ujrzały światło dzienne, postanowił wkroczyć, jak zwykle na czas, Krzysztof Rutkowski. Na początku czerwca zwołał konferencję prasową, na której triumfalnie ogłosił, że właśnie odkrył kulisy afery dubajskiej i o stręczycielstwo oskarżył byłą wicemiss Polonia, Aleksandrę Szczęsną.
Szczęsna zapewnia, że oskarżenia Rutkowskiego nie mają nic wspólnego z prawdą. Jest tak pewna swojej niewinności, że sama zgłosiła się na rozmowę z Super Expressem, zgodziła się na publikację swojego zdjęcia, a w tekście występuje pod własnym nazwiskiem.
Nigdy nie byłam w Dubaju ani nikogo tam nie wysyłałam - twierdzi stanowczo. Powiązanie mnie z tym procederem uważam jedynie za nieudaną próbę publicznej dyskredytacji mojej osoby. Jest to część prywatnej wojny, którą wytoczył mi mój były partner. Poprzez pana Rutkowskiego i zwoływane przez niego konferencje stara się on uzyskać swoje cele.
Zdaniem Szczęsnej, były chłopak w ten sposób mści się na niej za zerwanie. Zresztą już zdążyła pozwać go do sądu o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad nią. Mężczyzna został uznany za winnego i skazany na rok więzienia w zawieszeniu, ale, zdaniem byłej wicemiss, to go tylko jeszcze bardziej rozjuszyło, a afera dubajska po prostu sama się nawinęła.
Szczęsna tłumaczy, że pierwotnie nie miała zamiaru zabierać głosu w tej sprawie.
Niestety, zostałam do tego zmuszona publicznie wygłaszanymi abstrakcyjnymi zarzutami wobec mnie - wyjaśnia w tabloidzie. Postępowanie sądowe będzie trwało wiele miesięcy, a o swoje dobre imię muszę walczyć już teraz.