Trzeba przyznać, że polsatowska Fabryka Gwiazd z odcinka na odcinek zyskuje na poziomie. Nie jest to może Idol, ale też czasy inne. Kto wie, może te same występy 5 lat wstecz bawiłyby równie dobrze?
Niestety, porówniania z pierwowzorem nie wytrzymuje przede wszystkim jury - gorsze pod każdym względem. Ich sprzeczki i komentarze po prostu nie bawią. W trakcie wymian zdań odruchowo bierzemy do ręki pilota. Program ma jednak coś w zamian - nadrabia melodramatami, łzami rodziców, publicznymi wyznaniami i przeprosinami.
I tak, wczorajszy odcinek rozpoczął się przemową Kayah, która przeprosiła jedną z uczestniczek, Julitę Woś, za wytknięcie jej w poprzednim odcinku udziału w Barze. Kayah powiedziała wtedy, że Julia nie ma czego szukać w muzycznym programie, bo zależy jej tylko na tym, żeby zaistnieć w telewizji.
Tydzień temu podczas gali poniosło mnie i naszą rozmowę sprowadziłam do poziomu pyskówki. Tak się dzieje, kiedy mam do czynienia z takimi talentami jak wy i emocje biorą górę. Nie chcę cię rozliczać z przeszłości. Nie miałam złych intencji i jeśli cię zraniłam, bardzo cię przepraszam.
Rzeczywiście, wypadło kiepsko, bo Marcina Szymańskiego z przeszłości nie rozliczała... Nic się nie stało - przekonywała go. Wyszło na to, że Bar - źle, pornosy - spoko.
A właśnie - fryzjer Marcin, który zyskał sławę dzieki swoim oralnym popisom (mamy oczywiście na myśli śpiew!), odpadł. Widzowie zdecydowali, że mają go już dość. I tak się skończyła przygoda z telewizją... A może właśnie nie? Może jeszcze gdzieś wypłynie?