W styczniu 2018 roku zmiany, jakie rząd wprowadził w ustawie o IPN, spowodowały ostre reakcje ze strony Stanów Zjednoczonych i Izraela. Zgodnie z prawem osoba mówiąca, że Polacy podczas II wojny światowej mogli współuczestniczyć w mordowaniu Żydów lub kolaborować z nazistami, była sądzona z urzędu i mogła spodziewać się kary grzywny lub pozbawienia wolności do trzech lat.
Środowiska żydowskie twierdziły, że to może zamrozić dyskusję o Holokauście, ale też wstrzymać badania historyczne, z których jasno wynika, że zdarzały się przypadki, w których Polacy byli winni lub współwinni śmierci Żydów - wspomnijmy choćby pogrom w Jedwabnem z 1941 roku.
Ustawa sprawiła, że relacje polsko-izraelskie i polsko-amerykańskie zostały mocno naruszone, co dziś w jakiś sposób rząd PiS starał się rozwiązać. Nowelizacja ustawy, która w czerwcu 2018 roku zakłada zniesienie odpowiedzialności karnej i ścigania za "oskarżanie narodu polskiego". Tym samym to, o co w styczniu politycy strony rządzącej tak walczyli, teraz zmietli pod dywan mówiąc, że potrzebna była "korekta".
Warto też wspomnieć, że cała akcja z nowelizacją została zamknięta w jeden dzień, kiedy to ustawę przegłosował Sejm, później Senat, a na koniec podpisał ją prezydent Andrzej Duda. To niespodziewane tempo najwyraźniej zaskoczyło posłów i posłanki PiS, którzy wydawali się tą sytuacją zmęczeni. Antoni Macierewicz przysypiał, Jarosław Gowin łapał się za twarz, Gabriela Masłowska dłubała w nosie, a Patryk Jaki klęczał przy Zbigniewie Ziobrze.
Zobaczcie sami: