Agnieszka Woźniak-Starak minione kilka tygodni spędziła w Ameryce Południowej, gdzie nagrywała program Ameryka Express, którego emisja zapowiedziana jest na jesień. Po egzotycznym urlopie spędzonym na koszt TVN-u uznała, że przyda jej się odpoczynek i pozwoliła mężowi zabrać się nad Bałtyk.
Postanowiła także popracować nad urodą, narażoną nad gwałtowne zmiany klimatu. Chociaż nie przesadnie, bo, jak wyznaje Agnieszka, szkoda jej czasu na zabiegi pielęgnacyjne.
Dbanie o siebie wymaga długich godzin i nie przepadam za tym, mimo że efekt jest tego wart - ocenia krytycznie. Jak jestem u kosmetyczki to pożytkuję ten czas na przeczytanie ciekawej gazety, wszystko, by czymś się zająć i nie zanudzić. "Czy ja jestem dzisiaj sexy?" - nie myślę o tym po przebudzeniu i w ogóle nie zawracam sobie tym głowy.
No, to spory postęp od czasów pierwszego małżeństwa, gdy Agnieszka zdecydowała się na bolesną operacje powiększenia piersi tylko dlatego, że Adam Badziak "lubi duże"...
Niestety, ich miłość nie przetrwała, podobnie jak implanty.
Obecnie Agnieszka stawia na naturalność. A nawet, jak zapewnia w Fakcie, najbardziej się sobie podoba taka jaką ją Pan Bóg stworzył. Niczym Marilyn Monroe, która lubiła chwalić się w wywiadach, że sypia ubrana jedynie w kilka kropel Chanel No. 5, Woźniak-Starak wyznaje, że za okrycie w zupełności wystarcza jej lakier do paznokci. Z pewnością to nie przypadek, że ta deklaracja akurat zbiegła się w czasie z udziałem prezenterki w kampanii reklamowej producenta lakierów.
Najlepiej czuję się nago, oczywiście pod warunkiem, że mam pomalowane paznokcie - ujawnia w tabloidzie. To mi wystarcza, by czuć się sexy.