Jesienią miną cztery lata odkąd Dariusz K., aresztowany w lipcu 2014 roku za zabicie kobiety na pasach pod wpływem kokainy, i jego wieloletnia partnerka wzięli ślub w warszawskim areszcie.
Początkowo nic nie zapowiadało, że tak się to skończy. Dariusz K. początkowo nie chciał mieć nic wspólnego z kobietą, która urodziła mu córkę. W ustaleniu ojcostwa musiał pomóc mu sąd.
Na szczęście potem było już z górki: drogie prezenty, markowe zakupy i modny skuter Vespa, który Darek podarował swojej ukochanej. Sielanka skończyła się w lipcu 2014 roku, gdy naćpany celebryta zabił na pasach przechodzącą na zielonym świetle kobietę.
Partnerka celebryty zapewne nie zdawała sobie sprawy z tego, że luksusowe życie, które wiodła u boku Dariusza, było w dużej mierze na kredyt. Jesienią 2014 roku przekonała go, że pomoże mu znacznie skuteczniej jeśli, jako żona, uzyska prawo do dysponowania resztkami jego majątku.
Niestety, kiedy przyszło do zbierania pieniędzy na kaucję, okazało się, że nie ma z czego...
Mimo że kwota nie była wygórowana, bo życie 63-letniej Ewy J sąd wycenił na zaledwie 400 tysięcy złotych, okazało się, że ze sprzedaży domu Darka w Milanówku, po odświeżeniu garderoby i kupnie nowego BMW, nie zostało zbyt wiele. Ostatecznie kaucję wpłaciła bogata ciocia celebryty.
Z czasem stosunki między małżonkami znacznie się ochłodziły. Żona Dariusza K. złożyła nawet w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez wysyłaniem drogą SMS-owa gróźb karalnych pod jej adresem.
Jednak, jak informuje tygodnik Twoje Imperium, od tego jednego zarzutu celebrycie udało się wywinąć. Śledczy nie znaleźli dowodów na to, że telefon, z którego grożono żonie Dariusza K. należał do niego. Ściśle mówiąc, do tej pory nie udało się, ustalić, z czyjego telefonu wysyłano groźby karalne pod adresem żony Dariusza K, więc postępowanie zostało umorzone.