Mam talent to w powszechnym odczuciu najbardziej naturalny i spontaniczny z programów rozrywkowych. Niestety, nie wszystko, co w telewizji wygląda szczerze i kolorowo, jest takim w rzeczywistości. Jeden z uczestników programu postanowił opowiedzieć, jak wyglądały naprawdę castingi. Na stronie tvn-got-talent opisuje różne manipulacje producentów (niektóre zabawne, inne mniej) i to jak byli traktowani uczestnicy, którzy musieli czekać wiele godzin na ludzi którzy naprawdę na tym programie skorzystają (i zarobią), czyli jury.
Zaczęło się od tego, iż otrzymałem maila z zaproszeniem do programu. Pomyślałem - czemu nie? - wspomina uczestnik. 24 maja udaliśmy się z kolegą na casting do Warszawy, gdzie po występie opinie jurorów były pozytywne, a 16 czerwca otrzymaliśmy wiadomość o tym, iż przeszliśmy do następnego etapu. Na początku lipca pojechaliśmy na spotkanie z Państwem Kubą, Małgosią oraz Agnieszką.
Zaproszeni byliśmy na godzinę 11:00. Okazało się, że dopiero o godz. 13:00 impreza się rozpoczyna. Tak więc, w 30-stopniowym upale, przygotowywaliśmy się do występu na świeżym powietrzu. Około godz. 13.00 dowiedzieliśmy się, że mamy wejść do środka i oczekiwać na występ. Tak też zrobiliśmy. Po około godzinie wszyscy uczestnicy sobotniego castingu wraz z osobami towarzyszącymi i publicznością musieli zejść na dół, by oczekiwać na rychłe pojawienie się jury. Kilkaset ludzi czekało ponad 40 minut na pojawienie się niebieskiego VIP-owego vana.
Okazuje się, że wszystkie spontaniczne i żywe reakcje uczestników i publiczności, są reżyserowane w najdrobniejszych szczegółach:
Operatorzy dwoją się i troją, aby wszystko wypadło idealnie - wspomina uczestnik. Jeden z nich informuje zebranych, aby krzyczeli i bili brawo jak najgłośniej. Podjechali. Wszystko gotowe. Kamery w ruch."
Wysiada Agnieszka, Małgosia i Kuba. Publiczność pod Teatrem Dramatycznym wita szanowne jury głośną owacją, jury wchodzi do Teatru, po czym dowiadujemy się, iż musimy nagrać to wejście jeszcze raz, ponieważ "byliśmy za cicho". To oznacza kolejne 30 minut czekania na pojawienie się samochodu.
Po żartobliwym oznajmieniu operatora, iż jeśli nie przywitamy ich gorącymi brawami, to będziemy to nagrywać do wieczora, przyszedł czas na drugie podejście. Sytuacja się powtarza, Kuba tym razem wbiega z krzesłem uniesionym do góry, ekipa TVN-u jest zadowolona.
Ale to dopiero początek. Pojawiają się Marcin Prokop wraz z Szymonem Hołownią. Marcin, idąc w stronę oddalającej się kamery, czyta doskonale przygotowane przemówienie z kartki umieszczonej obok kamery. Nagranie tego przemówienia trwało około 20 minut, a sam Marcin miał jakieś 7 podejść i za każdym razem coś mu nie wychodziło.
Ale mniejsza o to. Ekipa TVN-u woła, aby wszyscy na trzy-czte-ry krzyknęli jak najgłośniej "Mam Talent!!!", co skończyło się podobnie, jak nagrywanie wypowiedzi p. Marcina, kilkakrotnie krzyczeliśmy, aby wreszcie nagrywanie programu się rozpoczęło. (...) Mimo, że numerek startowy otrzymaliśmy jako jedni z pierwszych, na scenę weszliśmy, o zgrozo, po godzinie 21.00.
To samo działo się podczas samego nagrania programu. Co ciekawe, uczestnik twierdzi, że wszystkie oklaski, śmiechy, buczenia i owacje na stojąco zostały nagrane przed występami, "na sucho", a potem po prostu odpowiednio wmontowane:
Wychodzi na scenę pan montażysta i oznajmia publiczności listę zadań, które musimy zrobić, zanim ujrzymy pierwszy występ - wspomina. Tak więc pan montażysta mówi: "No to teraz kochani musimy coś nagrać. Na trzy-czte-ry się śmiejemy, ok? TRZY- CZTEEEE-RY. Za cicho. Jeszcze raz. TRZY- CZTEEEE-RY. Ok, mamy to, dziękuję." Podobnie nagrywano owacje na stojąco, kilka rodzajów oklasków, śmiechów, buczenie, gwizdy etc.
Co więcej uczestnik twierdzi, że wcześniej zmontowano nawet owacje z występami z innych miast:
W każdym odcinku oglądaliśmy zlepek z castingów z różnych miast, co można łatwo zaobserwować po strojach jurorów. Co więcej, do występów doklejane są owacje nie tyle z innych pokazów, co z innych miast!