Książę Walii Karol, najstarszy syn królowej Elżbiety II, który obejmie po niej tron Wielkiej Brytanii, należy do najmniej lubianych członków rodziny królewskiej. Wśród poddanych nie brakuje opinii, że swoimi fochami i niewiernością wpędził pierwszą żonę, Dianę w depresję i bulimię, a kiedy już zniszczył jej życie, na jego gruzach próbuje zbudować szczęście ze swoją kochanką z kawalerskich czasów.
Nie wszyscy Brytyjczycy są zachwyceni perspektywą przejęcia przez księcia Karola korony po mamie. Tamtejsze tabloidy co chwila publikują sondaże, z których jasno wynika, że poddani woleliby, by królowa w ogóle pominęła najstarszego syna i swoim następcą mianowała wnuka, księcia Williama.
Na dodatek książę Karol ma skłonność do rozrzutności i popełniania gaf, co tylko pogarsza jego już i tak kiepski wizerunek.
Ostatnio wyszło na jaw, że Karol wraz z małżonką księżną Camillą w zeszłym roku przehulali na podróże milion funtów. Na same Indie, Singapur, Brunei i Malezję poszło 362 149 funtów.
Oczywiście nikt nie ma do księcia pretensji o to, że jeździ z wizytami do dawnych kolonii Imperium Brytyjskiego. Na tym między innymi polega jego funkcja. Tylko dlaczego tak drogo?
Okazuje się, że koszty podraża fakt, że Karol szczególnie upodobał sobie zaadaptowaną na potrzeby rodziny królewskiej maszynę RAF Airbusa Voyager. Do niedawna takim samolotem latał tylko premier, ale od dwóch lat również Windsorowie mogą podróżować Voyagerem A330. Karol zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia i już nie wyobraża sobie innego środka transportu.
Tymczasem, jak wypomina następcy tronu brytyjska prasa, jego syn William jakoś nauczył się oszczędzać. Kiedy wraz z księżną Kate pojechał do Indii i Bhutanu, wybrał komercyjne linie lotnicze i cała podróż kosztowała podatników zaledwie 35 372 funty. Czyli jednak można...
I chociaż reprezentujący księcia Karola Clarence House zapewnia, że korzystanie z samolotu Voyager było niezbędne ze względów bezpieczeństwa, na tle Williama rozrzutność jego taty razi jeszcze bardziej.